Część pierwsza - "Ja nigdy nie zapomniałam..."
Wszystko się
wali. Cały mój świat. To co budowałam przez tak wiele lat zdaje
się tracić całe znaczenie. Nie ma sensu. Wydaje mi się, że
wszystkie dobre chwile w moim życiu są zawarte jedynie w moich
wspomnieniach, wspomnieniach, które z każdą chwilą blakną w moim
umyśle. Ciągle czuje, że spadam w dół. Coś mnie przygniata. I
nie potrafię się podnieść, po prostu nie mam siły. A czas pędzi
nieubłaganie i chyba nie ma szans, by kiedykolwiek się zatrzymał.
To wcale nie tak miało być. Moje życie miało wyglądać zupełnie
inaczej. Miało w nim wreszcie zagościć szczęście, spokój,
miłość. I tak było... Ale do czasu. Coś się zmieniło. Już nie
jestem dawną sobą. Mój umysł wreszcie dojrzał, a do mnie
ślimaczym tempem zaczyna docierać, że decyzja, którą podjęłam
przed laty wydająca się jedyną słuszną, była najgorszym błędem,
jaki popełniłam w swoim krótkim życiu.
Leżę na
łóżku i zastanawiam się, co takiego się stało, że tak
zrujnowałam swoje życie. Wiem, że teraz podjęłabym inną decyzję,
inaczej bym postąpiła. Z zamkniętymi oczami próbuję sobie
wyobrazić, co spowodowało, że zmieniłam zdanie. Co takiego się
stało, że pożałowałam swoich dawnym decyzji? Nie mam zielonego
pojęcia. Może to tęsknota za dawnym mieszkaniem, znajomymi....
Może z upływem lat po prostu co nie co zrozumiałam. Naprawdę nie
wiem. Ale jednego jestem pewna w stu procentach – chciałabym, aby
moje życie było takie jak kiedyś. Lecz wiem, że już nic nie mogę
zrobić. Nie można cofnąć czasu i naprawić błędów. Nagle
zapragnęłam znaleźć się w jakimś komicznym filmie fantasy, w
którym wystarczyłoby wejść w jakąś pralkę w domu szalonego
naukowca, aby cofnąć się kilka lat wstecz... Poderwałam się z
łóżka i puknęłam się w łeb. Fran, o czym ty myślisz? Ogarnij
się! - skarciłam się w myślach. Otarłam łzy spływające po moich
policzkach. Muszę być silna. Dla Juanka... Dla mojego synka.
Chwiejnym krokiem opuściłam sypialnię
i skierowałam się do pokoiku w którym przebywał mój skarbek.
Uśmiechnęłam się, widząc paluszka grzecznie wyciągniętego w
łóżeczku. Podeszłam do niego i pocałowałam go w czółko. Tak
słodko spał. Uważając, aby nie nadepnąć na żadną z
piszczących zabawek porozrzucanych na podłodze, które mój pies
dzieli z Juanem skierowałam się do wyjścia. Jeszcze raz rzuciłam
okiem na śpiącego szkraba i wyszłam na korytach. Przymknęłam
drzwi, aby nie przeszkadzać synkowi, gdy będę krzątać się po
domu. Zeszłam po schodach na dół i skierowałam się do kuchni.
Patrząc na pusta miskę pomyślałam, że moja suczka pewnie jest
głodna. W końcu od rana nie dostała nic do jedzenia. Wyjęłam z
szafki koło zlewu suchą karmą i nasypałam trochę. Odstawiłam
pojemnik na miejsce i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
- Nina! - Zawołam cicho. - Chodź.
Jedzenie czeka.
W mgnieniu oka obok mnie pojawił się
spory pies rasy Bull Terrier. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam
merdającą ogonem suczkę. Podczas gdy Nina konsumowała chrupki
"pedigree", ja zabrałam się za gotowanie obiadu. Javier
przecież niedługo wróci z pracy...
- Tak, to
było niezłe. - Odpowiedziałam swojemu mężowi po kolejnym
obejrzanym filmie. Praktycznie od obiadu siedzimy na kanapie i
przeglądamy kasety, które Javier wypożyczył. - Co teraz? Były 2
komedie. Może teraz jakiś horror
- A nie będziesz się bała? -
Wyszczerzył do mnie idealnie białe ząbki.
- Jezu! Nie traktuj mnie jakbym
miała 3 lata! - Delikatnie uderzyłam go łokciem w biodro dając
mu do zrozumienia, że mnie wkurza.
- Okej! - uśmiechnął się do mnie
w przepraszającym geście. - Ale jego trzeba przetransportować do
pokoju. - Zerknął na naszego synka bawiącego się z Ninką na
dywanie obok kanapy. - On właśnie ma trzy lata. - Odstawiłam kieliszek z szampanem na
stolik obok i niechętnie wyplątałam się z objęć ukochanego.
Wzięłam synka na ręce, zgarnęłam z podłogi figurkę
przedstawiająca jakiegoś tam super bohatera i wręczyłam synkowi.
Ruszyłam w kierunku schodów, by zabrać Juanka do jego pokoju.
Obejrzałam się za siebie. Mój mąż niczym cień ruszył za mną
śledząc mój każdy krok. Na litość boską! On czasami jest jak
wrzód na dupie. Gdy dotarłam na miejsce włożyłam malucha do
łóżeczka i cmoknęłam go w policzek.
- Śpij sobie, późno już. - Synek
zmarszczył czółko i jęknął cicho, ale wykonał polecenie.
Opadł na płaskie poduszki i machnął znacząco rączką na nas,
co miało chyba znaczyć " Skoro już mnie tu zostawiacie, to
wypad!" lub po prostu jakieś koślawe "Papa mamusiu".
Nie wnikam. W każdym razie poczułam się trochę urażona, że moje
własne dziecko chce mnie jak najszybciej wywalić za drzwi.
Zgasiłam światło i popchnęłam stojącego obok mnie bruneta ze
ślicznymi oczkami do wyjścia. Nie zamykałam drzwi, żeby Nina jak
co noc mogła pójść do pokoju mojego synka i pilnować, by nie
płakał.
- Chodź. - Rzuciłam krótko do
Javi'ego i pociągnęłam go za rękę w stronę schodów. Tak mocno
go szarpnęłam, ze aż straciłam równowagę. Gdyby nie on, to bym
runęła ze schodów jak nic. No, kilka kieliszków szampana robi
swoje. Mój idealny mąż chwycił mnie za przegub i przyciągnął
do siebie. Jedną ręką objął moje plecy a drugą wsunął pod
moje uda i wziął mnie na ręce. Zrobił to tak szybko, że aż
zakręciło mi się w głowie. Rzuciłam mu karcące spojrzenie.
- No co? Nie chce, aby moja kochana
żona spadła ze schodów. Mamy jeszcze kilka filmów do obejrzenia.
- No, fakt. Sporo ich przyniósł, a jutro jest sobota, wiec możemy
dłużej posiedzieć przed telewizorem. Javier błysnął ząbkami i
ruszył po schodach na dół. Coś mi się zdaje, że prędko nie
pójdę spać...
______________________________________
My inspiration... -----------> >L.I.N.K<
Hejki ^-^ Powiedziałabym, że miłego czytania... Ale to jest tak beznadziejne, ze nawet jeśli ktoś to przeczyta to wcale mu się nie spodoba. Wiem, że miało być później, ale postanowiłam wziąć się za siebie i przydusić wenę i zmusić ją do współpracy... Efekt? Krytyczny -.-
Wiem, że krótkie, ale wstawiam tyle ile udało mi się nabazgrać zanim postanowię usunąć. Będą jeszcze 2 części. Mam nadzieje, ze będę lepsze, choć nic nie obiecuję.
I to jest o Marcesce oraz o sile przyjaźni też. Będzie wątek i o przyjaciółkach i o miłości Marcusia i Fran. :D
Wiem, że nic nie czaicie, ale wszystko zrozumiecie w następnych częściach, bo będzie wyjaśnione.
To "coś" dedykuję wszystkim którzy przeczytają to, zostawią po sobie komentarz lub chociaż wyświetlenie.
Dziękuję z całego serca wszystkim, którzy czytają te brednie, które tu wypisuję. Przepraszam, że dedykuje Wam takie badziewie.
Quiero mucho....