23 grudnia 2013

TO NIE JEST ONE-PART!

A co to jest? Oto jest pytanie... xD A tak serio, to jest notka z okazji ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA! No, bo tak jakoś mi się zachciało to napisać. Inaczej - durna ja postanowiła złożyć Wam życzenia!
A dlaczego? A bo się cieszę. A z czego? Z tych trzech obserwatorów, ponad 900 wyświetleń i tych 20 przecudownych komentarzy :* A więc....

*Życzę Wam najpiękniejszych świąt mile spędzonych w gronie znajomych, przyjaciół, rodziny....
*Życzę Wam pięknego wigilijnego wieczoru...
*Życzę Wam dużo prezentów, i żeby Wam się spodobały, ogromnej radości z tych podarków, ale też                    wielkiej chęci rozdawania prezentów najbliższym...
*Życzę Wam wszystkiego, czego sobie życzycie...
*Życzę Wam mnóstwo weny...
*Życzę Wam dopełnienia się Waszych postanowień noworocznych,
*Życzę Wam Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku :D

To tyle moich życzeń... Parta się na razie nie spodziewajcie, bo moja wena wybrała się trochę za wcześnie na ferie, obraziła się na mnie a ja nie mam do niej telefonu :(( [PAMIĘTASZ??]

Pragnę jeszcze tylko przeprosić NATI za to, że nie skomentowałam jej rozdziałów :( Noj, tak wyszło, że dopadł mnie leń (z którego się na szczęście już wyleczyłam - Dzięki Agata :D), a później kompletnie zapomniałam... :(( Wiem, wiem - idiotka z wrodzoną sklerozą ze mnie, ale co ja mogę poradzić?  Tak, więc, przypomniałam sobie dopiero chwilę temu,...ale nie ma już sensu komentować :( Przepraszam...

Podsumowując: Życzę Wam cudownych świąt, kocham Was bardzo, bardzo mocnoo...

8 grudnia 2013

                Byli szczęśliwą parą. Kochali się. Ilekroć całowali, przytulali się zakochiwali się w sobie od nowa. Wysoka blondynka pod jego wpływem zupełnie się zmieniła. Kiedyś wredna, chamska żmija a teraz miła, pomocna przyjacióka. A on? Przystojny włoch zakochał się w niej od pierwszego wrażenia. Już na początku obiecał sobie, że odkryje prawdziwą Ludmiłę. Udało mu się.

To miał być romantyczny wyjazd. Urlop, który zapieczętowałby ich miłość. Pomysł Federico.
Na tych wakacjach pragnął oświadczyć się ukochanej. Wiedział, że taka ładna dziewczyna przyciąga wielu przystojnych mężczyzn. A on chciał mieć ją tylko dla siebie. Spędzić z nią resztę życia. Wychowywać razem gromadkę dzieci. I być już na zawsze szczęśliwym.

Ludmi była szczęśliwa. Miała okazję spędzić całe trzy tygodnie sam na sam z miłością swojego życia. Na Karaibach... Od zawsze marzyła, żeby tam polecieć. Federico bardzo dobrze o tym wiedział. Specjalnie dla niej zamówił lot w to miejsce. Aby poczuła się doceniana. Chciał, szczęścia nastolatki. Bowiem Ludmiła nie była tylko jego dziewczyną, ale także przyjaciółką. Była jego gwiazdką na niebie, jedyną osobą dla której chciał żyć i której na nim zależało.

Blondynka cały ranek była podekscytowana wyjazdem z ukochanym. Długo wybierała odpowiedni strój na wyjazd. Mimo tego, że już dawno skończyła ze strojeniem się na "gwiazdę studia" to w oczach swojego chłopaka chciała wyglądać pięknie. Bardzo go kochała i nie wytrzymałaby, gdyby Włoch wybrał inną od niej. Była gotowa już godzinę przed czasem.

Brunet starał się, aby wszystko było idealnie. Zaplanował, że od razu po przylocie na miejce wybiorą się do drogiej restauracjii i wtedy jej się oświadczy. Nie chciał czekać, aż ktoś inny zainteresuje się śliczną Ludmiłą i mu ją odbierze. Jedyne, czego się obawiał to była reakcja dziewczyny. Bał się, że dla niej może być za wcześnie i może nie zrozumieć.

Federico był już gotowy. Spojrzal na zegarek. Wskazywał 12.15. Za piętnaście minut miał być pod jej domem. Miał blisko. Włożył walizki do bagażnika i zamknął mieszkanie na klucz. Pojechał na spotkanie z ukochaną. Przywitał się z nią. Była już gotowa. Nie zostało im nic innego jak pojechać na lotnisko i czekać na samolot.
Odprawa oczywiście zajęła im trochę czasu. Stali w długiej kolejce ludzi czekających na to, aby oddać swoje walizki. Rozmawiali, śmiali się, dlatego nie zorientowali się, kiedy nadeszła ich kolej.
Położyli bagaże na taśmie, a następnie oddalili się w stronę pasa startowego, skąd miał wylatywać ich samolot. Przeciskając się przez tłum ludzi, w końcu dotarli do celu. Zamieniając kilka grzecznościowych słów ze stewardessami witającymi podróżnych, weszli po schodkach do samolotu.
Odnaleźli swoje miejsca. Federico pozwolił Ludmile usiąść przy oknie – w końcu tak pięknie go prosiła. Ona wprost uwielbiała przyglądać się tym wszystkim cudownym widokom. Kochała piękno tego świata i przeklinała się w duchu, że mogła kiedyś być tak zadufaną w sobie lalunią. Wiedziała, że to co kiedyś robiła, było złe. Bardzo złe. Zmieniła się dzięki Federico. On odnalazł w jej wnętrzu prawdziwą Ludmiłę.
Po prawie półgodzinnym oczekiwaniu, samolot w końcu wystartował. Rozpędził się i oderwał się od płyty lotniska, wzbijając się wysoko w powietrze.
- Boisz się? – Federico odwrócił się do swojej ukochanej.
- Dlaczego? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Widzę to po tobie – wyjaśnił. – Nie masz się czym martwić, Ludmi. Tyle razy leciałem samolotem i nigdy nic złego się nie stało. Zobaczysz, spodoba ci się to i będziesz nalegała, żebym zabrał cię ze sobą do Włoch.
- Mam nadzieję. – Uśmiechnęła się. – Kocham cię. – Przytuliła się do niego.
- Ja też cię kocham. – Pocałował ją w czoło. – I będę z tobą zawsze. Dopóki śmierć nas nie rozłączy.
Nie wiedział nawet, jak te słowa odniosą się do sytuacji mającej wydarzyć się za kilka godzin. A przecież nic na to nie wskazywało…

Lecieli już dobrą godzinę. Ludmiła zafascynowana podniebnym krajobrazem, co chwilę łapała swojego chłopaka za rękę i pokazywała mu coraz to wspanialsze widoki, tym samym przerywając brunetowi czytanie książki. W pewnym momencie zrezygnowany Włoch zamknął lekturę wiedząc, że przy swojej partnerce nie będzie mógł poczuć się jak bohaterzy opowiadania.
Blondynka spojrzała na niego zdziwiona. On jednak uśmiechnął się, co ona odwzajemniła.
- Zobacz. – Spojrzała w okno. – Widzisz to?
- Nie widzę nic poza tobą… - Federico zbliżył się do niej.
Na jej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Przysunęła się do swojego partnera. Chwyciła go za rękę. Ich usta znajdowały się w odległości kilkunastu centymetrów od siebie. Po chwili złączyły się one w pełnym miłości, oddania i uwielbienia pocałunku.
Oderwali się od siebie. Spojrzeli sobie głęboko w oczy, w których mogli zobaczyć wszystko.
Ludmiła oparła głowę o ramię swojego ukochanego. On objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Siedzieli tak już jakiś czas. I na pewno siedzieliby dalej gdyby nie to, co zdarzyło w najmniej spodziewanym momencie.

Nagle coś mocno szarpnęło. Pasażerowie polecieli do przodu. Federico nadal obejmując swoją dziewczynę jedną ręką, drugą zaprał się o siedzenie przed nim.
- Nic ci nie jest? – spytał zaniepokojony.
- Nie… - odparła przestraszona. – Fede, co to było? Zawsze tak jest?
- Tak – skłamał. – Czasami tak bywa.
- Zmyślasz. – Spojrzała na niego. – To nie jest normalne, tak? Coś się dzieje, prawda?
- Nie bój się, kochanie. – Przytulił ją do siebie. – Wszystko będzie dobrze.
Przerażona wtuliła twarz w jego tors, uparcie hamując łzy napływające jej do oczu. Co teraz będzie?
To miał być wspaniały urlop. Trzy tygodnie, które miały być jednymi z najlepszych w ich życiu. Tymczasem jeszcze nie dolecieli do miejsca wypoczynku, a już działo się coś takiego.
Nie mówili nic. Wokół słychać było poruszenie, ale ich dwójka tylko modliła się w myślach o to, by nic złego się nie stało.
- Proszę państwa, pojawiły się komplikacje. – W głośnikach rozległ się głos stewardessy. – Prosimy o zapięcie pasów, będziemy awaryjnie lądować. Piloci dołożą wszelkich starań, aby znaleźć dogodne miejsce.
Blondynka podniosła głowę. Szybko chwyciła za pas. Próbowała wetknąć go w odpowiednie miejsce. Jednak pomimo starań, nie wyszło jej to. Federico zabrał jej go z ręki i zapiął swoją dziewczynę. Ponownie objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Zaczął głaskać ją po głowie i szeptać uspokajające słowa, choć tak naprawdę sam był przerażony. Leciał samolotem już dziesiątki, a może nawet setki razy, jednak nigdy nie przeżył czegoś takiego.
Nie myślał o sobie. Teraz liczyła się dla niego tylko ta złotowłosa istota schowana w jego ramionach.
- Ludmiła, kocham cię – powiedział kolejny raz od czasu startu. – Nic nam nie będzie. Wszystko dobrze się kończy, pamiętaj.
Dziewczyna pokiwała głową.

Poczuli, jak samolot spada w dół. Ludzie zaczęli krzyczeć. Nastała panika. Dzieci płakały, a i dorośli nie hamowali swoich łez. Niektórzy wierzyli, że samolot bezpiecznie wyląduje. Inni stracili już nadzieję na happy end. Dla nich wszystko było już stracone.
Ludmiła płakała wtulona w swojego chłopaka, mocząc mu koszulę. On sam nie wierzył, że po jego policzkach płyną łzy. Bał się, tak cholernie mocno się bał. Bał się nie tylko o swoje życie, ale również o życie innych ludzi, a w szczególności jego ukochanej.On również wiedział, że to koniec. Nie zaprzeczał już samemu sobie. Był pewien, że w tym momencie jego żywot, jak i również reszty pasażerów się kończy.

Nagle… Nagle samolot z niesamowitą prędkością uderzył o ziemię. Ludmiła poczuła wielki ból na całym ciele. Coś ciężkiego przygniotło ją tak, że nie mogła się poruszyć. Bała się otworzyć oczy. Nie chciała widzieć, nie chciała czuć. Chciała, żeby to wszystko jak najszybciej się skończyło.
W swojej głowie widziała obrazy przedstawiające ją i jej partnera. Szczęśliwą parę cieszącą się z każdego, najmniejszego szczęścia. Kochającą się nad życie. Parę, dla której nie liczyło się nic oprócz swojej drugiej połówki. Przed oczami przeleciało jej całe życie.
Podniosła powieki. Wokół panowała cisza. Nie było słychać nic. Załzawionymi oczami próbowała wyszukać Federico, co spełzło na niczym.
Widziała tylko ogień, dym… Fragmenty rozbitego samolotu walały się wszędzie. Pod nimi dostrzegała ciała ludzi, co napawało ją przerażeniem.
Ból fizyczny rozchodził się po całym jej ciele. Był nie do zniesienia. Gdyby tylko znalazła jakiś sposób, aby wydostać się spod wraku tego przeklętego urządzenia… Ale nie miała jak. Modliła się, aby któryś z pasażerów dał radę zrobić coś, cokolwiek, aby tylko ich uratować. Błagała, aby którykolwiek z pasażerów przeżył… Żeby przeżył jej ukochany…
Nie miała już siły. Czuła krew spływającą po jej twarzy. Zaciskała zęby. Nie chciała czuć bólu, nie chciała cierpieć… Nic nie mogła na to poradzić. Była sama, bezradna, bezbronna… Bała się, tak strasznie się bała.
Po chwili… Sama nie wiedziała co się dzieje. Cierpienie ją przerosło. Straciła przytomność. Zamknęła swoje piękne, brązowe oczy. Nikt nie wiedział, na jak długo.

Chłopak się obudził. Bolała go głowa, sam nie wiedział dlaczego. Nagle przypomniał sobie ostatnie chwile spędzone w samolocie z Ludmiłą... Otrzeźwiał. Musiał wiedzieć, gdzie ona jest, musiał być pewny, że żyje. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś stało się jego dziewczynie. Jakby wtedy żył? Przecież to ona, ta niepozorna blondynka napawała go bezgranicznym szczęściem, była jego gwiazdką na niebie. To przecież dla niej chciał żyć.
Otworzył oczy. Coś mu nie pasowało. Spodziewał się zobaczyć szpitalną salę albo miejsce rozbicia samolotu a tu taka niespodzianka... Był w swoim pokoju. Jak się tam znalazł? Na to pytanie nie znał odpowiedzi. Pospiesznie podniósł się do pozycji siedzącej. Poczuł głuche, silne dudnienie w skroniach. Spojrzał na swoje dłonie. Nie miał żadnego śladu po wypadku, nawet najmniejszego zadrapania. Szybko wstał, ubrał się i popędził na piechotę do domu ukochanej. Chciał się upewnić, że ona też żyje i jest bezpieczna.
W pośpiechu wyleciał z domu. Na jednym tchu dobiegł pod drzwi ukochanej.
A dlaczego nie pojechał samochodem? Bo był przekonany, że auto zostawił na parkingu pod lotniskiem. Opadając z sił, mocno uderzył w drzwi mieszkania Ludmiły. Ku jego ogromnemu szczęściu powitała go radosna, cała i zdrowa blondynka. On nic nie powiedział tylko z całej siły, jaka mu pozostała przytulił swoją dziewczynę. Zdezorientowana nastolatka odsunęła się od niego.
-Federico, co się stało? -Spytała zszokowana zaborczością chłopaka.
-Nic. Ja po prostu...Kocham Cię, wiesz? - Odparł z ulgą.
Na jej rumianej twarzy wykwitł promienny uśmiech. Po chwili rzuciła się ukochanemu na szyje.
-Tak, wiem. - Szepnęła mu słodko na ucho, cicho chichocząc.
Po chwili oderwali się od siebie.
-Jedziemy? -Zaćwierkała wesoło Lu.
-Ale gdzie? -Spytał zdziwiony Włoch.
-Jak to gdzie? Na lotnisko. Nie pamiętasz?
Nie odpowiedział. Czyli nie było wypadku, bo wcale nie lecieli tym samolotem. Czyli to wszystko był sen. Poczuł wzrastające w nim piękne uczucie-szczęście. Przeczuwał, że to wszystko było zapowiedzią wypadku i przestrogą, żeby nie jechali na wakacje. Nie mógł zaryzykować. Nie potrafił narazić ukochanej dziewczyny na strach, cierpienie, ból, ani co gorsza, na śmierć....
-Przykro mi kochanie. Nie możemy dziś polecieć. Odwołali nam lot. -Skłamał.
-Szkoda. -Blondynka spochmurniała. Wtuliła głowę w jego klatkę piersiową i zamknęła oczy.
Chłopak objął ją ramieniem. Cieszył się. Nie dlatego, że jest smutna, ale dlatego, że jest bezpieczna.
2 tygodnie później...
Szczęśliwa dziewczyna spędzała właśnie swoje wymarzone wakacje na Karaibach wraz z ukochanym. Siedziała na pięknej kanapie w pięciogwiazdkowym hotelu z głową na ramieniu Federa. Oglądali telewizję. Chłopak obiecał jej wieczorem spacer po mieście i romantyczną kolację w jakiejś restauracji. Cieszyła się. Byli tam już trzy dni a w ogóle nie wychodzili na zewnątrz. Federico zapewniał jej różne rozrywki w hotelu. Basen, kino, kręgle... Codziennie coś nowego. Ale nigdy jeszcze nie zwiedzali miasta. Ludmi nie mogła się już doczekać wieczora.
Wreszcie się ściemniło. Była już dziewiąta. Federico niespodziewanie złapał dziewczynę za rękę, wyprowadził ją z pokoju i zamknął drzwi. Na pytanie „Gdzie idziemy” odpowiedział „Zaraz zobaczysz”. Wyszli z hotelu. Podekscytowany chłopak pociągnął delikatnie ukochaną w stronę parku. Urządzili sobie romantyczny spacerek. Lu była zachwycona. Na tym się jednak nie skończyło. Godzinę przed północą Fede zaprowadził blondynkę do pięknej restauracji. Zamówił wytrawne wino, homara dla siebie i sałatkę z owocami morza dla dziewczyny. Ludmiła nie kryła zachwytu. Zjedli, Federico nagle wstał z krzesła, podszedł do dziewczyny i popatrzył jej głęboko w oczy, jakby szukając aprobaty do działania. Po chwili złapał ukochaną za rękę, uklęknął prze nią, wyjął małe pudełeczko i wypowiedział słowa, które już na zawsze pozostały w pamięci obojga...

4 miesiące później...

Ludmiła nie mogła uwierzyć, że to już dziś. To właśnie nadszedł ten dzień, w którym miała ożenić się z miłością swojego życia. Podekscytowana już ponad pół godziny biegała po domu kompletnie nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Naty miała już u niej być i pomóc jej w przygotowaniach, tymczasem po dziewczynie nie było nawet śladu. Wreszcie przyszła. Po chwili pojawiła się również Francesca, która od zmiany Ludmi zaprzyjaźniła się z dziewczynami. Zaczęły się przygotowania...
W tym samym czasie Fede załatwiał wszystko i razem z Leonem, chłopakiem swojej kuzynki Violetty pilnował, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. W końcu to był najważniejszy dzień w jego życiu. Musiało być idealnie. Leon wiele razy musiał uspokajać Włocha, gdyż ten co chwilę panikował, bo martwił się, że coś wyjdzie nie tak. Brunet za każdym razem tłumaczył mu, że nie warto się tak zamartwiać, ponieważ wszystko było dokładnie zaplanowane. Fede wtedy się rozluźniał, by za chwilę zacząć marudzić, że coś będzie nie tak jak powinno. Leon padał z sił.

Federico w czarnym garniturze stał nieruchomo, jak sparaliżowany patrząc się głęboko w piękne oczy swej wybranki. Jej promienny uśmiech dawał mu siłę i chęci na dalsze życie. Wcale nie słuchali tego, co mówił ksiądz. Dopiero szturchnięty przez Leona, zdezorientowany Włoch zrozumiał, że nadszedł czas na przysięgę. Oboje powtarzali słowa księdza nie odrywając od siebie wzroku. Wymienili się obrączkami. Pocałunek zapieczętował ich związek na wieki. Ale oni nie myśleli o przyszłości. W swoim towarzystwie zapominali o upływającym czasie, liczyło się tu i teraz...

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej! Napisałam to już :P Cieszcie się :D Za pomoc dziękuje Oli :D Kocham Cię :*
Aaaa, i postanowiłam dedykować OP! Taki mój wymysł :D
Ten na górze wędruje do Oli :)

7 grudnia 2013

"Jest taka miłość, która nie umiera, choć zakochani od siebie odejdą."
                                                                                                    (Jan Twardowski)


                       Maxi postanowił jednak wrócić do domu. Był pewny, że nie spotka się już dzisiaj z matką. Było po drugiej w nocy, chłopak doskonale wiedział, że jego rodzicielka zawsze kładzie się spać wcześnie, więc zaryzykował. Do domu miał długą drogę, ale dwudziestolatek przyśpieszył kroku i w bardzo szybkim czasie znalazł się pod swoją nową posiadłością. Otworzył bramkę. Wąską ścieżką w kilka sekund doszedł pod drzwi. Delikatnie nacisnął klamkę. Drzwi się otworzyły. Najwidoczniej jego matka przeczuwała, że syn wróci tej nocy, więc ich nie zamykała. Maxi zdjął buty i kurtkę w holu i ostrożnie, starając się nie hałasować poszedł po schodach do swojego pokoju. Na miejscu zamknął drzwi pomieszczenia na klucz, cicho przesunął odrobinę szafkę i wyjął zza niej niej najcenniejszą rzecz jaką posiadał. A była to malutka szkatułka, w której znajdowały się pamiątki dwudziestolatka, które kojarzyły mu się z byłą przyjaciółką. Przez chwilę wahał się czy otworzyć pudełko, bowiem widok ich wprawiał Maxi'ego w głęboki smutek. Po chwili jednak zaryzykował. Uchylił górną część szkatułki. Gdy spojrzał na jej zawartość, oczy automatycznie mu się zaszkliły. A przecież powiadają, że chłopaki nie płaczą? Jednak on już dawno przekonał się o tym, że to bzdura. On płakał.
                       Natalia otworzyła oczy. Było jej niewygodnie. Nie miała pojęcia dlaczego. Dopiero po głębszym zastanowieniu zrozumiała, że leży na dywanie. Zamrugała powiekami. Był dzień, a słońce okropnie raziło ją w oczy. Jeszcze ten ból... I to uczucie słabości i beznadziejności, które doprowadziło ją do tego stanu, w którym zdecydowana była odebrać sobie życie...
Nastolatka zrezygnowana wstała i nie otwierając oczu dowlokła się do okna... Tak dobrze znała ten dom, że nie potrzebowała wzroku, by się w nim odnaleźć. Zasłoniła żaluzje i z płaczem rzuciła się na kanapę. W tamtej chwili była tylko ona, łóżko i jej marzenie o własnej śmierci...
                        Maxi zasnął. Znalazł się w miejscu szarym, smutnym, ciemnym... Wstał, rozejrzał się dookoła. Nie zauważył nic, co by go zainteresowało. Nie było przy nim nikogo. Odszedł parę kroków od miejsca w którym przed chwilą stał. Nadal nic. Podbiegł kawałek. Znowu nic. Zaczęło irytować go to, że wokół niego nie ma tego, czego oczekiwał. Spodziewał się kolorowego snu, pełnego słońca, ciepła i ludzi... Właśnie. Był sam. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że to miejsce w którym się znalazł odzwierciedla jego życie. Szare, smutne, samotne... Nagle usłyszał przenikliwy pisk. Szeroko otworzył oczy. Zaczął biec przed siebie. Nie myślał o tym co robi. W tamtej chwili liczyło się dla niego tylko to, by znaleźć się obok Natalii. Bowiem był pewny, że to ona piszczała.
                         Nastolatka wstała z kanapy i zaszklonymi oczami rozejrzała się po pokoju. Nie mogła zrozumieć dlaczego była taka słaba, dlaczego nic jej nie wychodziło. Pragnęła wrócić do przeszłości, znów poczuć się kochana, doceniana, szczęśliwa... Marzyła, by znów przytulić się do ukochanego, dotknąć jego ręki, czuć zapach jego perfum. Niestety, jak zdarzyła się przekonać, marzenia nie zawsze się spełniają. Zflustrowana, weszła po schodach na górę. Poszła do pokoju gościnnego. Otworzyła drzwi balkonu. Przymknęła oczy, by jaskrawe promienie słoneczne jej nie doskwierały. Boso, powoli stanęła na zimnej posadzce. Przejechała palcami po barierce. Podeszła bliżej. Spojrzała na dół. Ku jej zdziwieniu ponure Buenos Aires wcale nie tętniło życiem. Było nadzwyczaj cicho. Może to i lepiej. Natalia zdecydowanym ruchem przełożyła prawą nogę przez barierkę. Po chwili dołączyła do niej również lewą. Stanęła bosymi stopami na najniższym szczeblu. Jeszcze raz spojrzała w dół. A co jeśli się nie uda? A co jeśli znowu przeżyje? Pomyślała jednak, że warto zaryzykować. Zamknęła oczy. Czuła przyjemny, ciepły wiatr we włosach. Puściła się barierki. Powoli zaczęła opadać...
                          Maxi obudził się oblany potem. Wiedział, że coś się stało. Nie był pewny co ma w tej chwili zrobić. Kierowany instynktem wyszedł z pokoju i zbiegł po schodach na dół. Szybko nałożył buty i popędził do domu, w którym jak podejrzewał, nadal mieszkała jego przyjaciółka. Nie pukał. Nie miał na to czasu. Nacisnął na klamkę. Zamknięte. Pamiętał, gdzie mama Natalii trzymała zapasowy klucz. Miał nadzieję, że nie zmieniła tego. Ucieszył się, gdy znalazł klucz. Trzęsącą się ręką otworzył drzwi. Wszedł do środka i ostrożnie, szybkim ruchem zamknął je. Wbiegł do salonu. Z ulgą zauważył rzeczy ukochanej. Na ten widok mimowolnie się uśmiechnął. W porę zorientował się, że nie ma czasu na oglądanie wszystkiego, musiał znaleźć Natalię. Przeszukał cały parter, i nic. Wbiegł na pierwsze piętro. W sypialni jej nie było. Skierował się prosto do pokoju gościnnego. Zobaczył dziewczynę, puszczającą się barierki i powoli spadającą na dół. Nie wierzył. Nie mógł jej stracić. Doskonale wiedział, że uratowanie jej graniczy z cudem. Kwestia ułamka sekundy. Szaleńczym tempem popędził na balkon i w ostatniej chwili chwycił nastolatkę za jej kruche ramiona. Wziął ją na ręce i mocno przytulił do siebie. Odetchnął z ulgą, udało mu się uratować jego najcenniejszy skarb. Natalia odwróciła głowę, ich spojrzenia się spotkały.
-Wybacz mi.- Rzekł prawie niesłyszalnie.
-Wybaczam. Kocham cię.
Po tych słowach ich usta złączyły się w zmysłowym pocałunku pieczętującym ich miłość.

KONIEC!


-------------------------------------------------------------------------------------------------------


O wow! Jednak jej nie zabiłam :D 
Matko! Wyszło jeszcze gorzej niż te poprzednie części :( Wybaczcie :*
Miało się skończyć trochę inaczej... No, ale zmieniłam plany. Wiem, zmienna jestem :P
Mam nadzieję, że przez "to coś" nie przestaniecie czytać mojego bloga.
A powiem Wam coś ciekawego. W czwartek wieczorem wzięłam się za to porządnie i zostało mi do napisania kilka linijek. W piątek raniutko pojechałam na wycieczkę. Wróciłam, wiało jak cholera a ja z przyjaciółmi wybrałam się na mszę i spowiedź. Wróciłam, no i miałam zamiar wstawić to na bloga, no, ale oczywiście linie energetyczne zrobiły jebut i nie było prądu. A więc, przeczytać to badziewie możecie dopiero teraz. Miłego weekendu :))



30 listopada 2013

"Nieuda­ne są próby,zastąpienia bólu psychiczne­go tym fizycznym."


                         Po pewnym czasie Natalia wyczerpana cierpieniem wstała z kamienia i ruszyła wolno
do domu. Po drodze wstąpiła jeszcze do supermarketu, aby kupić sobie czekoladę. Gdy stała już w kolejce do kasy była padnięta. Oparła się o blat, swój wzrok skierowała na olbrzymie okno.
Rozmyślała o tych godzinach, które spędzi samotnie w pustym domu. No, bo przecież jutro rano jej mama wyjeżdża na miesiąc miodowy. Cieszyła się. Cieszyła się szczęściem rodzicielki.
Nie przerażała ją wizja zostania samej. Pasowało jej to. Od tego feralnego dnia, wydarzenia, pocałunku uwielbiała samotność. Z nikim się nie zadawała. Nie dlatego, że nikt jej nie lubił. Ona po prostu nie chciała mieć przyjaciół, bała się zaprzyjaźniać. Bała się, że znów ktoś na kim jej zależy
ją zrani. Nie chciała już więcej cierpieć.
Nagle za oknem ujrzała kobietę w podeszłym wieku zmierzającą do centrum miasta. Od razu wyprostowała się i wbiła w nią wzrok. A dlaczego? Dlatego, iż wydawało jej się, że ta kobieta to mama Maxi'ego.
W ułamku sekundy wszystko do niej powróciło. Cały ból, smutek. Łzy napłynęły jej do oczu.
Nie spodziewała się. Nie spodziewała się, że widok tej kobiety tak na nią wpłynie.
Natalia szybko zapłaciła przy kasie i odeszła. Przez całą drogę do domu wmawiała sobię, że
to nie była ta osoba, za którą ona ją brała. Niestety, nadaremnie. Intuicja dziewiętnastolatki podpowiadała jej, że nie omyliła się. Że ta kobieta jednak była Jego matką. Że On wrócił.
                  Maxi nie miał ochoty iść do domu. Wiedział, że wtedy matka będzie chciała z nim rozmawiać. Kobieta ciągle powtarzała mu, że wie, jak on się czuje. Jednak chłopak dobrze wiedział, że kłamie. Nikt nie mógł poczuć tego co on, zrozumieć jego bólu i tęsknoty. Był zupełnie sam, zagubiony we własnym świecie. Nie miał dobrych ocen. Nie widział sensu w nauce. Nie była dla niego ważna szkoła, później praca. W jego życiu od bardzo dawna liczyło się wyłącznie szczęście pewnej dziewczyny.
Od czasu wyjazdu z Argentyny stał się agresywny, chłodny, niemiły dla ludzi wokół niego. Był zamknięty w sobie, nikomu nie mówił o swoich problemach. Wrogiem numer 1 stała się dla niego własna matka. Bo to przez nią tak bardzo cierpiał. Maxi bardzo się zmienił. Kiedyś był sympatyczny, wrażliwy, przyjacielski a teraz stał się twardy, obojętny na cierpienie innych ludzi.
Jednak w środku nadal pozostał dawnym sobą. Dlaczego? Ponieważ jedna rzecz w życiu dwudziestolatka nie uległa zmianie: Nadal kochał Natalię. Jednak chłopak porzucił już
wszelkie nadzieje bycia z nią. Z każdą chwilą wydawała mu się coraz bardziej niedostępna.
Był pewny, że dziewczyna nigdy nie wybaczy mu tego, że ją zostawił. Ale wszyscy ludzie czasem się mylą.
                   Natalia codziennie modliła się, by przyjaciel do niej wrócił. Nie pragnęła, aby byli parą,
chciała tylko, aby dwudziestolatek był przy niej, pocieszał, gdy jest smutna, przytulał, mówił, że ją kocha. Lecz nie wszystkie marzenia się spełniają. Czasem jest to spowodowane tym, że marzenie jest zbyt nierealne, a czasem jest w tym wina człowieka. Tym razem zawinił Maxi. Nata była pewna, że
jej ukochany nic do niej nie czuje, że ma dziewczynę, z którą jest szczęśliwy. Zadawała sobie w kółko
jedno pytanie: Po co mówił, że ją kocha, po co ją całował, skoro następnego dnia nie było Go już w Argentynie? Nastolatka od dłuższego czasu miała pewną hipotezę. Uważała, że chłopak, którego
uważała za przyjaciela wykorzystał ją, że specjalnie ją zranił. Tylko dlaczego? Na to pytanie nie potrafiła znaleźć odpowiedzi.
Siedziała na łóżku, oparta ścianę. Wpatrzona była w jakiś punkt w oddali, poza zasięgiem jej wzroku.
Płakała. Gorzkie łzy spływały po jej zaczerwienionych policzkach. Tak bardzo chciała zapomnieć, ale nie potrafiła. Ból psychiczny był jednak bardziej dokuczliwy, niż ten fizyczny, którym chciała uśmierzyć cierpienie swego serca. Żyletka w jej ręku była cała we krwi i w słonych łzach, które
dziewczyna nieustannie roniła. Na jej śnieżnobiałej pościeli powoli pojawiała się czerwono-bordowa plama, jednak Natalia miała to gdzieś.
Był środek nocy. Jej matka postanowiła wyjechać trochę wcześniej, już wieczorem pożegnała się z córką, i razem ze swoim mężem wsiadła w autobus, który miał ich zawieść na lotnisko.
Dziewiętnastolatka była sama w domu, zamknięta... Nikt nie miał szansy jej pomóc. Nie chciała
tego. Pragnęła umrzeć, była pewna, że tak będzie najlepiej dla wszystkich.
W zamyśleniu kontynuowała swoją czynność. Zdenerwowała się. Cięła się już dosyć długo, miała kompletnie rozooraną rękę. Bolało... A ona nadal oddychała, jej serce biło. Już miała ochotę
pójść do kuchni i wymienić żyletkę na nóż. Wtedy, mogłaby bez problemu wbić go sobie w serce
i po kłopocie. Jednak zadzwonił telefon. Trzymany przedmiot wyleciał jej z ręki i potoczył
się pod łóżko. Natalia nie miała siły wstać, nie miała na nic siły. Przeklęła w myślach.
Opadła bezwładnie na łóżko, schowała twarz w poduszkę i zaczęła gorzko płakać. Nawet nie
zorientowała się, kiedy zasnęła.
A dzwoniła jej sąsiadka. Pomyliła się, wybrała zły numer i uratowała jej życie.
                     Brunet siedział na ławce w parku i wpatrywał się w wesoło bawiące się dzieci.
Co chwilę zadawał sobie pytanie: Dlaczego? Nie miał pojęcia czemu Bóg każe mu tak cierpieć. Czy zrobił w swoim życiu coś aż tak złego, żeby zasłużyć na tak okropną karę? Dla Maxi'ego bowiem najgorszą męczarnią była świadomość, że jego ukochana cierpi. Nienawidził siebie za to, że po raz kolejny jego strach wygrał walkę z pragnieniem. Tak bardzo chciałby być teraz blisko niej, być pewnym, że jest szczęśliwa. Niestety, najwyraźniej nie było im dane zaznać szczęścia, jakim jest spędzenie całego życia przy osobie, którą się bezgranicznie kocha. Maxi zrozumiał to już 2 lata temu.
Ściemniło się. Dwudziestolatek postanowił, że nie wróci na noc do domu. Wykończony bólem, który powodowała myśl o ukochanej, chłopak oparł się o oparcie ławki i z całej siły próbował odprężyć się i choć na chwilę zapomnieć o problemach.
                    Nata obudziła się. Powoli podniosła głowę i spojrzała na zegarek. 4.00. Dziewczyna spróbowała się podnieść. Nie udało jej się. Zamiast tego opadła bezwładnie na poduszki i cicho
jęknęła. Dopiero teraz poczuła przeszywający ból w lewej ręce. Dotarło do niej co wydarzyło się zaledwie kilka godzin temu. Powoli odwróciła głowę, by spojrzeć na swoją dłoń. Nie spodziewała się takich efektów swoich czynów. Rękę od łokcia po końce palców miała całą w zaschniętej krwi. W miejscu nadgarstka widniało kilka głęboko wyrytych w skórze pasów. Poczuła się coraz słabiej.
Na ostatkach sił dziewczyna zwlokła swoje nogi z łóżka nie podpierając się rękoma. Ostrożnie, używając jedynie prawej ręki wolno wstała. Pomimo całkowicie zdrętwiałego ciała dowlokła się pod prysznic. Odkręciła gorącą wodę i weszła pod prysznic. Rany zaczęły piec ją żywym ogniem.
Kolejny raz się rozpłakała. Jednak nie łkała z bólu, lecz z własnej bezsilności. Wyszła z łazienki
i odświeżona, nadal płacząc poszła do salonu. Siadła po turecku na dywanie i schowała twarz w dłoniach. W myślach, cały czas powtarzała sobie jak mantrę: "Jestem beznadziejna. Nawet zabić się porządnie nie umiem". To użalanie się nad sobą kompletnie ją wykończyło. Położyła się na podłodze i ponownie udała się do krainy morfeusza.

-------------------------------------------------------------------------------------------

Tak, tak, tak. Będzie czwarta część. Chciałam zrobić tylko trzy, no, ale jeszcze trochę tego będzie, więc postanowiłam podzielić ostatnią na pół. Uznałam, że nie będziecie tak długo czekać, jak dzisiaj wstawię to co udało mi się do tej pory napisać a resztę wstawię potem. A skoro jesteśmy przy słowie "czekać" to ja Was najmocniej przepraszam, że tak długo nic nie wstawiałam, ale przez ostatnie 3 tygodnie moje życie wyglądało tak, że wstawałam rano, pędziłam do szkoły, wracałam, pisałam w wordzie trochę parta, komentowałam wasze cuda, odrabiałam lekcję, uczyłam się i szłam spać (bo najczęściej jak kończyłam naukę to było coś koło północy; czasami znajdowałam jeszcze wieczorkiem trochę czasu na komentowanie waszych opowiadań i partów, ale to rzadko). Rano wstawałam do szkoły, wracałam, pisałam i tak w kółko Wojtek :D Po kilku dniach trudzenia się nad partem dochodziłam do wniosku, że to beznadzieja, usuwałam i zaczynałam od początku. Ten nowo powstały również mi się nie podoba, ale uznałam, że długo czekacie, więc wstawiam. 
A tak dla sprostowania: To cięcie się Naty to nie jest moja wina! To przez cudownego parta Oli tak napisałam, więc jak coś to do niej miejcie pretensję :P
A i tak trochę odbiegając od tematu...
Cieszcie się i radujcie, bo 24 minęło 2 miesiące istnienia mojego bloga :) Dziękuję Wam za te wszystkie komentarze i prawie 500 wyświetleń :) Może to Wam się wydawać śmieszne, ale ja się naprawdę cieszę, że te 5 utalentowanych osóbek czyta coś takiego jak to dziadostwo, które ja tutaj wypisuję.
Bardzo Was przepraszam, że nie mam talentu, ale taka już jestem i nic na to nie poradzę :(

Ps. Zostałam nominowana do LBA ;) Zdycham z radości! Odrobię jak znajdę czas :)

Kocham Was :)) A za co? Za to, że jesteście <33

Ps2. Proszę Was, jeżeli to czytajcie skomentujcie, chociaż krótko :)
       To daje mi kopa do prowadzenia dalej tego bloga :)

2 listopada 2013

Notka informacyjna

Mam do Was trzy sprawy:
    1. Bardzo chciałabym, aby part zakończył się happy-endem. Niestety, jak pisze jakieś opowiadania, gdy dochodzi do końca zwykle uśmiercam bohaterów. Na polskim bardzo często piszemy opowiadania (i robię to przeważnie w nocy), więc wiem jak trudno przyjdzie mi napisać ten happy-end. Ale zrobię to dla Was, chyba, że będziecie chcieli ze smutnym zakończeniem. Ale ostrzegam, że wtedy mogą wszyscy potonąć (jak w Titanicu, bo ostatnio go oglądałam XD), zginąć w wypadku samochodowym lub lotniczym, powyskakiwać z okien (co pewnie zakończy się śmiercią na miejscu) albo po prostu zostaną napadnięci przez żądnego krwi wampira. Czymś takim zawsze kończą się moje opowiadania ze smutnym zakończeniem :)
    2. Macie ankietę, proszę Was, żebyście brali w niej udział :-)
    3. Na koniec parta trochę sobie poczekacie, no chyba, że ktoś nauczy się za mnie do sprawdzianów z matmy, chemii, biologii, niemieckiego i historii, zrobi za mnie dwie strony ćwiczeń do powtórzenia z matmy, napisze wypracowanie na minimum 3 strony A4, w którym opisze dorosłych, narysuje prace z plastyki na co najmniej 2 konkursy i pojeździ całą sobotę i niedzielę po cmentarzach z rodzicami :-((((( Wtedy parta mielibyście nawet jutro *-*

A skoro już Wam opowiadam o mym życiu, to powiedzcie mi jak to jest, że moje koleżanki z klasy zasypiają ok. 22.00 a budzą się dopiero po 11.00 rano (w dni wolne od szkoły oczywiście)?????
Mi wystarczy sześć godzin snu, a one marnują praktycznie całą noc *-*


1 listopada 2013

2/3 pierwszego parta!!!!!!!!!!!!!!

  Łatwiej zakochać się, nie kochając, 
niż odkochać, kiedy się kocha

Francois de la Rochefoucauld


Jego oczom ukazała się kompletnie załamana Natalia. Jej ręce ułożone na kolanach trzęsły się. Ale nie z zimna i Maxi dobrze o tym wiedział. Gdy na nią spojrzał wszystko wróciło. Cały ból, smutek, rozpacz i niechęć do życia wróciły ze zdwojoną siłą. Bo to właśnie w tym mieście, w tym lesie, w tym miejscu, pod tym drzewem wszystko się zaczęło.
                                           

Piosenka


Brązowowłosa siedemnastolatka siedziała pod drzewem, plecami oparta o kamień czekając na swojego przyjaciela. Byli umówieni. Spędzali razem bardzo dużo czasu, mogli sobie o wszystkim powiedzieć. Byli dla siebie jak rodzeństwo. Znali się od kiedy jako małe dzieci pewnego dnia spotkali się na placu zabaw i odtąd spędzali razem każdą wolną chwilę. Czasem się kłócili, ale za kilka godzin się godzili i zapominali o sprzeczce. Pomagali sobie i wspierali się nawzajem, byli ze sobą zżyci bardziej niż z rodzicami. Nie mieli tajemnic. Oprócz jednej. Oboje od dłuższego czasu przestali traktować się jak przyjaciół, między nimi było coś więcej. Byli w sobie zakochani, lecz bali się do tego przyznać.
Gdy nastolatka tak siedziała, nagle ktoś zakrył jej oczy rękami. Wiedziała, kto to. Maxi. Poznała zapach jego perfum. Delikatnie zdjęła jego dłonie ze swojej twarzy. Chłopak usiadł obok niej, objął ją ramieniem, pocałował ją w policzek i wyszeptał jej do ucha dwa słowa "Wszystkiego Najlepszego". A jednak pamiętał... Wczoraj były jej urodziny i Natalia uznała, że po prostu zapomniał. Nawet gdyby zapomniał nie miałaby mu tego za złe, potrafiła Mu wszystko wybaczyć. Gdy wreszcie Naty odważyła się popatrzyć na przyjaciela, on zrobił coś, czego się nie spodziewała. Wyjął zza pleców małe różowe pudełeczko owinięte wstążką. Wzięła je do ręki i spojrzała mu głęboko w oczy, z których można było wyczytać "Otwórz". Uśmiechnęła się lekko i otworzyła prezent. W pudełeczku był śliczny srebrny pierścionek z brylantem. Dziewczyna założyła go sobie na palec. Po chwili przytuliła chłopaka i wyszeptała ciche "Dziękuje". Trwali w tym uścisku wyrażającym mnóstwo uczuć dość długo. Maxi delikatnie odsunął przyjaciółkę od siebie. Odgarnął jej niesfornego loka za ucho i powoli zaczął się do niej przybliżać. Nastolatka podejrzewała co chłopak chce zrobić. Kąciki jej ust samoczynnie trochę się podniosły. Zamknęła oczy, by się nie zarumienić i nie dać po sobie znać jak bardzo się cieszy. W tym momencie usta przyjaciół złączyły się w zmysłowym pocałunku. Natalia była wniebowzięta.Chciała, by ta chwila trwała wiecznie. Jednak, jak mawia przysłowie- nic nie trwa wiecznie. Jej ukochany niechętnie się od niej oderwał. Kolejny raz popatrzyli sobie w oczy. Maxi wypowiedział słowa, których nie mógł już dłużej dusić w sobie. Wyznał jej miłość. Była to dla obojgu magiczna chwila.
Nagle zadzwoniła komórka chłopaka. Ten przeklęty telefon! Nastolatek zaklął pod nosem, gdy usłyszał od mamy, że ma natychmiast wracać do domu. Powiedział jeszcze tylko "Spotkamy się jutro" Natalii i odszedł.
Dziewczyna wróciła do domu cała w skowronkach.
Maxi był szczęśliwy. Lecz to czego dowiedział się od rodzicielki tak nim wstrząsnęło, że jego radość i miłość przerodziła się w nienawiść do matki. Wyjeżdzali. Kobieta twierdziła, że muszą wyjechać do jej siostry do Włoch. Z Argentyny do Włoch. Podała jeden powód- nie mieli pieniędzy. Max'iemu coś nie pasowało. Przecież jego ojciec zarabiał full dolarów, pracując w świetnej firmie w Nowym Yorku. Na to stwierdzenie dostał od matki kolejną, smutną wiadomość. Jego ojciec zginął. Potrącił go samochód. Po tej rozmowie z kobietą uciekł z domu. Nie chciał wracać. Spacerował kilka godzin po Buenos Aires tłumiąc wszechogarniający go smutek. Niestety, po raz kolejny rodzicielka zraziła go do siebie. Nasłała na niego policją, aby ściągnęli go z powrotem.
Gdy został przywieziony do domu, nie ujrzał go już. Był zamknięty na klucz, a jego matka czekała na niego pod domem w towarzystwie trzech dużych walizek.
Godzinę później siedzieli już w samolocie. Nie mógł nawet się z nią pożegnać.
Następny dzień. Natalia od kilku godzin siedziała i czekała na przyjaciela w lesie. Postanowiła, że pójdzie w stronę jego domu, zrobi mu niespodziankę. Chciała powiedzieć mu, że też go kocha. Gdy doszła pod jego dom zamurowało ją. Czy tabliczka "Na sprzedaż" może zepsuć życie siedemnastolatce? O tak!
Naty nie mogła pogodzić się ze stratą przyjaciela, następne trzy dni spędziła na chodzeniu i szukaniu śladu jego życia. Dowiedziała się, że wypisał się ze szkoły, że wyjechał z kraju. Liczyła na to, że się odezwie. Ale on nic. Dostała tylko jeden list o treści "Nienawidzę Cię. Zapomnij, że mnie poznałaś" podpisany Maximiliano...
Ale Maxi o tym liście nic nie wiedział. Nastolatka straciła wiarę w ludzi. Ciągle płakała. Co dnia zadawała sobie pytanie "Dlaczego?". Nie chciała mieć chłopaka i koleżanek. Zerwała wszelki kontakty z ludźmi, powiedziała im stanowczo, że nie chce się z nimi zadawać. Po kilku miesiącach zdecydowała się na drastyczny krok- podcięła sobie żyły. Na szczęście, matka w porę zadzwoniła na pogotowie, uratowali ją. Po tym wydarzeniu przestała płakać, stała się silniejsza. Jednak nie potrafiła wyrzucić s siebie tego nikomu, ani zapomnieć tego wydarzenia dzień po jej urodzinach, ciągle przypominał jej o tym pierścionek, którego nigdy nie zdejmowała.

Maxi już chciał podejść do niej, przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Jednak nie potrafił. Stchórzył. W jego oczach było widać przerażenie. Bał się reakcji dziewczyny.
Wycofał się bezszelestnie jak kot i uciekł.


Fajne? Mi się nie podoba. Zachęcam do komentowania i obserwowania ;-D

Hej. Do osób, które są smutne na poprawę humorów :-D

Najpierw ryczałam, włączyłam sobie kilka nutek i szczałam ze śmiechu :-)
Ps. To są piosenki tylko dla beki, więc się nie obrażać :-)))

http://www.youtube.com/watch?v=J7-GeyBC8Is&list=PLFdOEuv12RcpcSH9gu0gvRAlqkiWahZRo
http://www.youtube.com/watch?v=EQJCTIPa80Q&list=PLFdOEuv12RcpcSH9gu0gvRAlqkiWahZRo
http://www.youtube.com/watch?v=ykO4MhU8x6Q&list=PLFdOEuv12RcpcSH9gu0gvRAlqkiWahZRo
http://www.youtube.com/watch?v=PV7MnA9P0dU&list=PLFdOEuv12RcpcSH9gu0gvRAlqkiWahZRo
http://www.youtube.com/watch?v=ZQlW7ddkaYE&list=PLFdOEuv12RcpcSH9gu0gvRAlqkiWahZRo
    

26 października 2013

Coś tam...

Mam do Was dwie ważne sprawy a mianowicie:
1. "Kawałki" one shot'ów będą umieszczane nie wcześniej niż co 2 tygodnie, ponieważ mam sporo nauki, prac domowych a do tego dochodzi jeszcze bieżmowanie... Myślę, że to zrozumiecie. Z góry przepraszam :)
2.Jeżeli macie ochotę możecie pisać w komentarzach linki do swoich blogów. Obiecuje, że pomimo obowiązków wszystkie sprawdze i przeczytam a dodatkowo zareklamuje na swoim blogu :-)). Za każdą obserwację odpłacam tym samym :-)) Fajne blogi możecie znaleźć w tych co osobiście obserwuje. Polecam :D

A przy okazji chciałabym polecić Wam pewnego świetnego bloga:
                                    jortini-first-love.blogspot.com
Zuza, dziewczyna, która go pisze ma niezwykły talent. Blog jest o miłości Jorga i Tini pełnej przeszkód i kłótni. Na początku ma troche mroczny charakterek :-)))
POLECAM :-))

10 października 2013

 Oto pierwszy, a właściwie 1/3 pierwszego parta :-)))



"Miłość niesie za sobą wielkie szczęście, o wiele większe od bólu, który przynosi tęsknota za ukochaną osobą." 
                                                                           Albert Einstein



             Pewnego słonecznego, lipcowego poranka dwoje bliskich sobie ludzi postanowiło wybrać się do lasu podziwiać budzącą się do życia przyrodę.
         Ona, śliczna, niebieskooka brunetka z kręconymi włosami chciała uczcić tym drugi ślub swojej mamy i zostawić młodą parę samą w domu. Cieszyła się badzo, że jej mama wreszcie odnalazła szczęście, które jej najwidoczniej nie było dane... Dziewiętnastolatka bardzo kochała swoją rodzicielkę, lecz nie potrafiła się z nią dogadać, z nikim nie potrafiła się dogadać. Ciągle spędzała czas samotnie rozmyślając o własnej głupocie, o jednym chłopaku, którego straciła, o jednym feralnym wydarzeniu, które diametralnie zmieniło jej życie...
         On, dwudziestoletni brrunet ze ślicznymi, brązowymi paczadłami siediał na swoim nowym łóżku i rozmyślał o tym, co go czeka w tym zarówno starym, jak i nowym, pełnym złych, ale też dobrych wspomnień miejscu. Nie wierzył, że to nie jeden z jego bardzo realistycznych snów. Długo marzył o powrocie do Buenos Aires, ale, gdy to się wreszcie ziściło nie mógł w to uwierzyć. Taka to logika!
-Maximiliano!- Zawołała go z dołu jego mama, Nie nawidził jej za to co mu, co im zrobiła.
-Czego znowu chcesz!- Warknął.
Przez chwilę nie było odpowiedzi, jednak po chwili chłopak zobaczył matkę stojącą w drzwiach jego pokoju.
-Wiem, że ty ... - Maxi nie pozwolił jej dokończyć.
-Ty nic nie wiesz! Nic nie rozumiesz! Wyjdź! Chce zostać sam!- Wykrzyknął.
-Ale synku ...
-Wyjdź. - powiedział buntowniczo ze smutkiem w głosie.
Kobieta nie chciała po raz kolejny wszczynać kłótni, więc posłusznie wykonała polecenie syna. Od śmierci jego ojca, czyli od ok. 2,5 roku to on rozkazuje matce.
              Dziewczyna wstała dziś bardzo wcześnie, pośpiesznie się ubrała i nie chcąc budzidź matki i ojczyma po cichu wymknęła się z domu. Szła powoli rozkoszując się widokiem wchodzącego słońca. Kochała ten stan, gdyż tylko wtedy mogła zapomnieć o przeszłości. Idąc przed siebie na nic nie zwracała uwagi, nie myślała o tym za czym tak bardzo tęskniła i co kochała. Nie chciała znowu płakać, jednak była za słaba. W pewnym momencie nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Siadła na najbliższym kamieniu w cieniu rozłożystego drzewa i schowała twarz w kolana. Nie płakała. Nie mogła.
              W tym samym czasie Maxi zgarnął ze swojego nowego biurka telefon i pospiesznie wybiegł z domu. Przez dłuższy czas tak biegł, w reszczie tuż przy początku lasu zmęczył się. Musiał chwilę odpocząć. Siadł na brzegu stawu, zamknął oczy wsłuchując się w odgłosy przyrody. Na chwilę zapomniał o problemach. Jednak nic nie trwa wiecznie. W pewnym momencie zadzwoniła jego komórka. Otrząsnął się z transu i spojrzał na wyświetlacz. Mama... Nie odebrał. Przeczuwał, że rodzicielka nie odczepi się dopóki nie porozmawiają wyłączył telefon. Niechętnie wstał z ziemi.
Wolno ruszył w dalszą drogę, w głąb lasu. W pewnym momencie stanął jak wryty. Wszystkie mięśnie mu zdrętwiały, nie mógł się ruszyć. To co zobaczył był dla niego wstrząsem.

_____________________________________________________________________________

Podejrzewam, że nawet jeżeli ktoś wejdzie na tego bloga to to powyżej mu/jej się nie spodoba. No cóż, los tak chciał, że jestem takim beztalenciem :-((( Ni śpiewać, ni tańczyć, ni rysować, ni pisać. Po prostu nic nie umiem. *-*  Wiem, notka nie ma sensu, ale tego też nie potrafię zrobić :-((



                       


24 września 2013

Hejaa :-)))

Cześć. Czytając Wasze wspaniałe blogi postanowiłam, że zaczne pisać oneshoty o Violettcie! Taa, wiem że pomysł oklepany, ale nic innego nie wymyślę.
Notka będzie krótka, więc napisze Wam coś o sobie. A więc ... uwielbiam, kocham, ubustwiam argentyńską nowelę pt. Violetta - a jakżeby inaczej, jestem mega porąbana a w mojej małej główce brakuje mózgu. Moją ukochaną parką z Violi jest NAXI- i głównie o tym na blogu, ale obiecuje że nie zaniedbam reszty.

                                        Miłego ;-))))