8 grudnia 2013

                Byli szczęśliwą parą. Kochali się. Ilekroć całowali, przytulali się zakochiwali się w sobie od nowa. Wysoka blondynka pod jego wpływem zupełnie się zmieniła. Kiedyś wredna, chamska żmija a teraz miła, pomocna przyjacióka. A on? Przystojny włoch zakochał się w niej od pierwszego wrażenia. Już na początku obiecał sobie, że odkryje prawdziwą Ludmiłę. Udało mu się.

To miał być romantyczny wyjazd. Urlop, który zapieczętowałby ich miłość. Pomysł Federico.
Na tych wakacjach pragnął oświadczyć się ukochanej. Wiedział, że taka ładna dziewczyna przyciąga wielu przystojnych mężczyzn. A on chciał mieć ją tylko dla siebie. Spędzić z nią resztę życia. Wychowywać razem gromadkę dzieci. I być już na zawsze szczęśliwym.

Ludmi była szczęśliwa. Miała okazję spędzić całe trzy tygodnie sam na sam z miłością swojego życia. Na Karaibach... Od zawsze marzyła, żeby tam polecieć. Federico bardzo dobrze o tym wiedział. Specjalnie dla niej zamówił lot w to miejsce. Aby poczuła się doceniana. Chciał, szczęścia nastolatki. Bowiem Ludmiła nie była tylko jego dziewczyną, ale także przyjaciółką. Była jego gwiazdką na niebie, jedyną osobą dla której chciał żyć i której na nim zależało.

Blondynka cały ranek była podekscytowana wyjazdem z ukochanym. Długo wybierała odpowiedni strój na wyjazd. Mimo tego, że już dawno skończyła ze strojeniem się na "gwiazdę studia" to w oczach swojego chłopaka chciała wyglądać pięknie. Bardzo go kochała i nie wytrzymałaby, gdyby Włoch wybrał inną od niej. Była gotowa już godzinę przed czasem.

Brunet starał się, aby wszystko było idealnie. Zaplanował, że od razu po przylocie na miejce wybiorą się do drogiej restauracjii i wtedy jej się oświadczy. Nie chciał czekać, aż ktoś inny zainteresuje się śliczną Ludmiłą i mu ją odbierze. Jedyne, czego się obawiał to była reakcja dziewczyny. Bał się, że dla niej może być za wcześnie i może nie zrozumieć.

Federico był już gotowy. Spojrzal na zegarek. Wskazywał 12.15. Za piętnaście minut miał być pod jej domem. Miał blisko. Włożył walizki do bagażnika i zamknął mieszkanie na klucz. Pojechał na spotkanie z ukochaną. Przywitał się z nią. Była już gotowa. Nie zostało im nic innego jak pojechać na lotnisko i czekać na samolot.
Odprawa oczywiście zajęła im trochę czasu. Stali w długiej kolejce ludzi czekających na to, aby oddać swoje walizki. Rozmawiali, śmiali się, dlatego nie zorientowali się, kiedy nadeszła ich kolej.
Położyli bagaże na taśmie, a następnie oddalili się w stronę pasa startowego, skąd miał wylatywać ich samolot. Przeciskając się przez tłum ludzi, w końcu dotarli do celu. Zamieniając kilka grzecznościowych słów ze stewardessami witającymi podróżnych, weszli po schodkach do samolotu.
Odnaleźli swoje miejsca. Federico pozwolił Ludmile usiąść przy oknie – w końcu tak pięknie go prosiła. Ona wprost uwielbiała przyglądać się tym wszystkim cudownym widokom. Kochała piękno tego świata i przeklinała się w duchu, że mogła kiedyś być tak zadufaną w sobie lalunią. Wiedziała, że to co kiedyś robiła, było złe. Bardzo złe. Zmieniła się dzięki Federico. On odnalazł w jej wnętrzu prawdziwą Ludmiłę.
Po prawie półgodzinnym oczekiwaniu, samolot w końcu wystartował. Rozpędził się i oderwał się od płyty lotniska, wzbijając się wysoko w powietrze.
- Boisz się? – Federico odwrócił się do swojej ukochanej.
- Dlaczego? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Widzę to po tobie – wyjaśnił. – Nie masz się czym martwić, Ludmi. Tyle razy leciałem samolotem i nigdy nic złego się nie stało. Zobaczysz, spodoba ci się to i będziesz nalegała, żebym zabrał cię ze sobą do Włoch.
- Mam nadzieję. – Uśmiechnęła się. – Kocham cię. – Przytuliła się do niego.
- Ja też cię kocham. – Pocałował ją w czoło. – I będę z tobą zawsze. Dopóki śmierć nas nie rozłączy.
Nie wiedział nawet, jak te słowa odniosą się do sytuacji mającej wydarzyć się za kilka godzin. A przecież nic na to nie wskazywało…

Lecieli już dobrą godzinę. Ludmiła zafascynowana podniebnym krajobrazem, co chwilę łapała swojego chłopaka za rękę i pokazywała mu coraz to wspanialsze widoki, tym samym przerywając brunetowi czytanie książki. W pewnym momencie zrezygnowany Włoch zamknął lekturę wiedząc, że przy swojej partnerce nie będzie mógł poczuć się jak bohaterzy opowiadania.
Blondynka spojrzała na niego zdziwiona. On jednak uśmiechnął się, co ona odwzajemniła.
- Zobacz. – Spojrzała w okno. – Widzisz to?
- Nie widzę nic poza tobą… - Federico zbliżył się do niej.
Na jej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Przysunęła się do swojego partnera. Chwyciła go za rękę. Ich usta znajdowały się w odległości kilkunastu centymetrów od siebie. Po chwili złączyły się one w pełnym miłości, oddania i uwielbienia pocałunku.
Oderwali się od siebie. Spojrzeli sobie głęboko w oczy, w których mogli zobaczyć wszystko.
Ludmiła oparła głowę o ramię swojego ukochanego. On objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Siedzieli tak już jakiś czas. I na pewno siedzieliby dalej gdyby nie to, co zdarzyło w najmniej spodziewanym momencie.

Nagle coś mocno szarpnęło. Pasażerowie polecieli do przodu. Federico nadal obejmując swoją dziewczynę jedną ręką, drugą zaprał się o siedzenie przed nim.
- Nic ci nie jest? – spytał zaniepokojony.
- Nie… - odparła przestraszona. – Fede, co to było? Zawsze tak jest?
- Tak – skłamał. – Czasami tak bywa.
- Zmyślasz. – Spojrzała na niego. – To nie jest normalne, tak? Coś się dzieje, prawda?
- Nie bój się, kochanie. – Przytulił ją do siebie. – Wszystko będzie dobrze.
Przerażona wtuliła twarz w jego tors, uparcie hamując łzy napływające jej do oczu. Co teraz będzie?
To miał być wspaniały urlop. Trzy tygodnie, które miały być jednymi z najlepszych w ich życiu. Tymczasem jeszcze nie dolecieli do miejsca wypoczynku, a już działo się coś takiego.
Nie mówili nic. Wokół słychać było poruszenie, ale ich dwójka tylko modliła się w myślach o to, by nic złego się nie stało.
- Proszę państwa, pojawiły się komplikacje. – W głośnikach rozległ się głos stewardessy. – Prosimy o zapięcie pasów, będziemy awaryjnie lądować. Piloci dołożą wszelkich starań, aby znaleźć dogodne miejsce.
Blondynka podniosła głowę. Szybko chwyciła za pas. Próbowała wetknąć go w odpowiednie miejsce. Jednak pomimo starań, nie wyszło jej to. Federico zabrał jej go z ręki i zapiął swoją dziewczynę. Ponownie objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Zaczął głaskać ją po głowie i szeptać uspokajające słowa, choć tak naprawdę sam był przerażony. Leciał samolotem już dziesiątki, a może nawet setki razy, jednak nigdy nie przeżył czegoś takiego.
Nie myślał o sobie. Teraz liczyła się dla niego tylko ta złotowłosa istota schowana w jego ramionach.
- Ludmiła, kocham cię – powiedział kolejny raz od czasu startu. – Nic nam nie będzie. Wszystko dobrze się kończy, pamiętaj.
Dziewczyna pokiwała głową.

Poczuli, jak samolot spada w dół. Ludzie zaczęli krzyczeć. Nastała panika. Dzieci płakały, a i dorośli nie hamowali swoich łez. Niektórzy wierzyli, że samolot bezpiecznie wyląduje. Inni stracili już nadzieję na happy end. Dla nich wszystko było już stracone.
Ludmiła płakała wtulona w swojego chłopaka, mocząc mu koszulę. On sam nie wierzył, że po jego policzkach płyną łzy. Bał się, tak cholernie mocno się bał. Bał się nie tylko o swoje życie, ale również o życie innych ludzi, a w szczególności jego ukochanej.On również wiedział, że to koniec. Nie zaprzeczał już samemu sobie. Był pewien, że w tym momencie jego żywot, jak i również reszty pasażerów się kończy.

Nagle… Nagle samolot z niesamowitą prędkością uderzył o ziemię. Ludmiła poczuła wielki ból na całym ciele. Coś ciężkiego przygniotło ją tak, że nie mogła się poruszyć. Bała się otworzyć oczy. Nie chciała widzieć, nie chciała czuć. Chciała, żeby to wszystko jak najszybciej się skończyło.
W swojej głowie widziała obrazy przedstawiające ją i jej partnera. Szczęśliwą parę cieszącą się z każdego, najmniejszego szczęścia. Kochającą się nad życie. Parę, dla której nie liczyło się nic oprócz swojej drugiej połówki. Przed oczami przeleciało jej całe życie.
Podniosła powieki. Wokół panowała cisza. Nie było słychać nic. Załzawionymi oczami próbowała wyszukać Federico, co spełzło na niczym.
Widziała tylko ogień, dym… Fragmenty rozbitego samolotu walały się wszędzie. Pod nimi dostrzegała ciała ludzi, co napawało ją przerażeniem.
Ból fizyczny rozchodził się po całym jej ciele. Był nie do zniesienia. Gdyby tylko znalazła jakiś sposób, aby wydostać się spod wraku tego przeklętego urządzenia… Ale nie miała jak. Modliła się, aby któryś z pasażerów dał radę zrobić coś, cokolwiek, aby tylko ich uratować. Błagała, aby którykolwiek z pasażerów przeżył… Żeby przeżył jej ukochany…
Nie miała już siły. Czuła krew spływającą po jej twarzy. Zaciskała zęby. Nie chciała czuć bólu, nie chciała cierpieć… Nic nie mogła na to poradzić. Była sama, bezradna, bezbronna… Bała się, tak strasznie się bała.
Po chwili… Sama nie wiedziała co się dzieje. Cierpienie ją przerosło. Straciła przytomność. Zamknęła swoje piękne, brązowe oczy. Nikt nie wiedział, na jak długo.

Chłopak się obudził. Bolała go głowa, sam nie wiedział dlaczego. Nagle przypomniał sobie ostatnie chwile spędzone w samolocie z Ludmiłą... Otrzeźwiał. Musiał wiedzieć, gdzie ona jest, musiał być pewny, że żyje. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś stało się jego dziewczynie. Jakby wtedy żył? Przecież to ona, ta niepozorna blondynka napawała go bezgranicznym szczęściem, była jego gwiazdką na niebie. To przecież dla niej chciał żyć.
Otworzył oczy. Coś mu nie pasowało. Spodziewał się zobaczyć szpitalną salę albo miejsce rozbicia samolotu a tu taka niespodzianka... Był w swoim pokoju. Jak się tam znalazł? Na to pytanie nie znał odpowiedzi. Pospiesznie podniósł się do pozycji siedzącej. Poczuł głuche, silne dudnienie w skroniach. Spojrzał na swoje dłonie. Nie miał żadnego śladu po wypadku, nawet najmniejszego zadrapania. Szybko wstał, ubrał się i popędził na piechotę do domu ukochanej. Chciał się upewnić, że ona też żyje i jest bezpieczna.
W pośpiechu wyleciał z domu. Na jednym tchu dobiegł pod drzwi ukochanej.
A dlaczego nie pojechał samochodem? Bo był przekonany, że auto zostawił na parkingu pod lotniskiem. Opadając z sił, mocno uderzył w drzwi mieszkania Ludmiły. Ku jego ogromnemu szczęściu powitała go radosna, cała i zdrowa blondynka. On nic nie powiedział tylko z całej siły, jaka mu pozostała przytulił swoją dziewczynę. Zdezorientowana nastolatka odsunęła się od niego.
-Federico, co się stało? -Spytała zszokowana zaborczością chłopaka.
-Nic. Ja po prostu...Kocham Cię, wiesz? - Odparł z ulgą.
Na jej rumianej twarzy wykwitł promienny uśmiech. Po chwili rzuciła się ukochanemu na szyje.
-Tak, wiem. - Szepnęła mu słodko na ucho, cicho chichocząc.
Po chwili oderwali się od siebie.
-Jedziemy? -Zaćwierkała wesoło Lu.
-Ale gdzie? -Spytał zdziwiony Włoch.
-Jak to gdzie? Na lotnisko. Nie pamiętasz?
Nie odpowiedział. Czyli nie było wypadku, bo wcale nie lecieli tym samolotem. Czyli to wszystko był sen. Poczuł wzrastające w nim piękne uczucie-szczęście. Przeczuwał, że to wszystko było zapowiedzią wypadku i przestrogą, żeby nie jechali na wakacje. Nie mógł zaryzykować. Nie potrafił narazić ukochanej dziewczyny na strach, cierpienie, ból, ani co gorsza, na śmierć....
-Przykro mi kochanie. Nie możemy dziś polecieć. Odwołali nam lot. -Skłamał.
-Szkoda. -Blondynka spochmurniała. Wtuliła głowę w jego klatkę piersiową i zamknęła oczy.
Chłopak objął ją ramieniem. Cieszył się. Nie dlatego, że jest smutna, ale dlatego, że jest bezpieczna.
2 tygodnie później...
Szczęśliwa dziewczyna spędzała właśnie swoje wymarzone wakacje na Karaibach wraz z ukochanym. Siedziała na pięknej kanapie w pięciogwiazdkowym hotelu z głową na ramieniu Federa. Oglądali telewizję. Chłopak obiecał jej wieczorem spacer po mieście i romantyczną kolację w jakiejś restauracji. Cieszyła się. Byli tam już trzy dni a w ogóle nie wychodzili na zewnątrz. Federico zapewniał jej różne rozrywki w hotelu. Basen, kino, kręgle... Codziennie coś nowego. Ale nigdy jeszcze nie zwiedzali miasta. Ludmi nie mogła się już doczekać wieczora.
Wreszcie się ściemniło. Była już dziewiąta. Federico niespodziewanie złapał dziewczynę za rękę, wyprowadził ją z pokoju i zamknął drzwi. Na pytanie „Gdzie idziemy” odpowiedział „Zaraz zobaczysz”. Wyszli z hotelu. Podekscytowany chłopak pociągnął delikatnie ukochaną w stronę parku. Urządzili sobie romantyczny spacerek. Lu była zachwycona. Na tym się jednak nie skończyło. Godzinę przed północą Fede zaprowadził blondynkę do pięknej restauracji. Zamówił wytrawne wino, homara dla siebie i sałatkę z owocami morza dla dziewczyny. Ludmiła nie kryła zachwytu. Zjedli, Federico nagle wstał z krzesła, podszedł do dziewczyny i popatrzył jej głęboko w oczy, jakby szukając aprobaty do działania. Po chwili złapał ukochaną za rękę, uklęknął prze nią, wyjął małe pudełeczko i wypowiedział słowa, które już na zawsze pozostały w pamięci obojga...

4 miesiące później...

Ludmiła nie mogła uwierzyć, że to już dziś. To właśnie nadszedł ten dzień, w którym miała ożenić się z miłością swojego życia. Podekscytowana już ponad pół godziny biegała po domu kompletnie nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Naty miała już u niej być i pomóc jej w przygotowaniach, tymczasem po dziewczynie nie było nawet śladu. Wreszcie przyszła. Po chwili pojawiła się również Francesca, która od zmiany Ludmi zaprzyjaźniła się z dziewczynami. Zaczęły się przygotowania...
W tym samym czasie Fede załatwiał wszystko i razem z Leonem, chłopakiem swojej kuzynki Violetty pilnował, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. W końcu to był najważniejszy dzień w jego życiu. Musiało być idealnie. Leon wiele razy musiał uspokajać Włocha, gdyż ten co chwilę panikował, bo martwił się, że coś wyjdzie nie tak. Brunet za każdym razem tłumaczył mu, że nie warto się tak zamartwiać, ponieważ wszystko było dokładnie zaplanowane. Fede wtedy się rozluźniał, by za chwilę zacząć marudzić, że coś będzie nie tak jak powinno. Leon padał z sił.

Federico w czarnym garniturze stał nieruchomo, jak sparaliżowany patrząc się głęboko w piękne oczy swej wybranki. Jej promienny uśmiech dawał mu siłę i chęci na dalsze życie. Wcale nie słuchali tego, co mówił ksiądz. Dopiero szturchnięty przez Leona, zdezorientowany Włoch zrozumiał, że nadszedł czas na przysięgę. Oboje powtarzali słowa księdza nie odrywając od siebie wzroku. Wymienili się obrączkami. Pocałunek zapieczętował ich związek na wieki. Ale oni nie myśleli o przyszłości. W swoim towarzystwie zapominali o upływającym czasie, liczyło się tu i teraz...

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej! Napisałam to już :P Cieszcie się :D Za pomoc dziękuje Oli :D Kocham Cię :*
Aaaa, i postanowiłam dedykować OP! Taki mój wymysł :D
Ten na górze wędruje do Oli :)

3 komentarze:

  1. Hej :)
    Dobra. Ja go czytałam i ci pisałam na GG co tam sb o nim myślę, więc nie będę się rozpisywać xD
    Ale okey.
    No cudownie.
    Nie musisz mi dziękować, wiesz jak przyjemnie mi się to pisało? :)
    Trochę nie zrozumiałam tej dalszej części :P Masz mi to wytłumaczyć na GG :D
    Kochaaam <3333333333333

    OdpowiedzUsuń
  2. Choinka... Dlaczego ja tego wcześniej nie widziałam? Czy już jestem tak bardzo zakręcona? Normalnie jak jakiś ruski termos? Musisz mi wybaczyć to niedopatrzenie... Jest mi strasznie głupio...
    Co do historii to urocza. Ten sen Federico... Byłam przekonana, że nie zakończy się to dobrze, ale jednak uraczyłaś nas happy endem. Cieszy mnie to, bo nie lubię opowiadań, które źle się kończą. Co nie oznacza, że są złe. Po prostu lubię, jak się kończy na "i żyli długo i szczęśliwie", a właśnie tu tak jest:)
    Wspaniale opisałaś tą wielką miłość, którą Federico czuje do Ludmiły. Tak się o nią bał...
    Mam nadzieję, że za niedługo pojawi się kolejny OneShot:)

    Życzę Ci spokojnych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie opisane ;) Jak dobrze,że to był tylko sen i wszystko dobrze się ułożyło ;)
    Czekam na kolejne oneshota ;]

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz daje mi siłę do pisania :-))