Byli szczęśliwą
parą. Kochali się. Ilekroć całowali, przytulali się zakochiwali
się w sobie od nowa. Wysoka blondynka pod jego wpływem zupełnie
się zmieniła. Kiedyś wredna, chamska żmija a teraz miła, pomocna
przyjacióka. A on? Przystojny włoch zakochał się w niej od
pierwszego wrażenia. Już na początku obiecał sobie, że odkryje
prawdziwą Ludmiłę. Udało mu się.
To miał być
romantyczny wyjazd. Urlop, który zapieczętowałby ich miłość.
Pomysł Federico.
Na tych wakacjach pragnął oświadczyć
się ukochanej. Wiedział, że taka ładna dziewczyna przyciąga
wielu przystojnych mężczyzn. A on chciał mieć ją tylko dla
siebie. Spędzić z nią resztę życia. Wychowywać razem gromadkę
dzieci. I być już na zawsze szczęśliwym.
Ludmi była
szczęśliwa. Miała okazję spędzić całe trzy tygodnie sam na sam
z miłością swojego życia. Na Karaibach... Od zawsze marzyła,
żeby tam polecieć. Federico bardzo dobrze o tym wiedział.
Specjalnie dla niej zamówił lot w to miejsce. Aby poczuła się
doceniana. Chciał, szczęścia nastolatki. Bowiem Ludmiła nie była
tylko jego dziewczyną, ale także przyjaciółką. Była jego
gwiazdką na niebie, jedyną osobą dla której chciał żyć i
której na nim zależało.
Blondynka cały
ranek była podekscytowana wyjazdem z ukochanym. Długo wybierała
odpowiedni strój na wyjazd. Mimo tego, że już dawno skończyła ze
strojeniem się na "gwiazdę studia" to w oczach swojego
chłopaka chciała wyglądać pięknie. Bardzo go kochała i nie
wytrzymałaby, gdyby Włoch wybrał inną od niej. Była gotowa już
godzinę przed czasem.
Brunet starał się,
aby wszystko było idealnie. Zaplanował, że od razu po przylocie na
miejce wybiorą się do drogiej restauracjii i wtedy jej się
oświadczy. Nie chciał czekać, aż ktoś inny zainteresuje się
śliczną Ludmiłą i mu ją odbierze. Jedyne, czego się obawiał to
była reakcja dziewczyny. Bał się, że dla niej może być za
wcześnie i może nie zrozumieć.
Federico był już
gotowy. Spojrzal na zegarek. Wskazywał 12.15. Za piętnaście minut
miał być pod jej domem. Miał blisko. Włożył walizki do
bagażnika i zamknął mieszkanie na klucz. Pojechał na spotkanie z
ukochaną. Przywitał się z nią. Była już gotowa. Nie zostało im
nic innego jak pojechać na lotnisko i czekać na samolot.
Odprawa
oczywiście
zajęła im trochę czasu. Stali w długiej kolejce ludzi czekających
na to, aby oddać swoje walizki. Rozmawiali, śmiali się, dlatego
nie zorientowali się, kiedy nadeszła ich kolej.
Położyli
bagaże na taśmie, a następnie oddalili się w stronę pasa
startowego, skąd miał wylatywać ich samolot. Przeciskając się
przez tłum ludzi, w końcu dotarli do celu. Zamieniając kilka
grzecznościowych słów ze stewardessami witającymi podróżnych,
weszli po schodkach do samolotu.
Odnaleźli
swoje miejsca. Federico pozwolił Ludmile usiąść przy oknie – w
końcu tak pięknie go prosiła. Ona wprost uwielbiała przyglądać
się tym wszystkim cudownym widokom. Kochała piękno tego świata i
przeklinała się w duchu, że mogła kiedyś być tak zadufaną w
sobie lalunią. Wiedziała, że to co kiedyś robiła, było złe.
Bardzo złe. Zmieniła się dzięki Federico. On odnalazł w jej
wnętrzu prawdziwą Ludmiłę.
Po
prawie półgodzinnym
oczekiwaniu, samolot w końcu wystartował. Rozpędził się i
oderwał się od płyty lotniska, wzbijając się wysoko w powietrze.
-
Boisz się?
– Federico odwrócił się do swojej ukochanej.
-
Dlaczego? – odpowiedziała
pytaniem na pytanie.
-
Widzę
to po tobie – wyjaśnił. – Nie masz się czym martwić, Ludmi.
Tyle razy leciałem samolotem i nigdy nic złego się nie stało.
Zobaczysz, spodoba ci się to i będziesz nalegała, żebym zabrał
cię ze sobą do Włoch.
-
Mam nadzieję.
– Uśmiechnęła się. – Kocham cię. – Przytuliła się do
niego.
-
Ja też
cię kocham. – Pocałował ją w czoło. – I będę z tobą
zawsze. Dopóki śmierć nas nie rozłączy.
Nie
wiedział
nawet, jak te słowa odniosą się do sytuacji mającej wydarzyć się
za kilka godzin. A przecież nic na to nie wskazywało…
Lecieli
już
dobrą godzinę. Ludmiła zafascynowana podniebnym krajobrazem, co
chwilę łapała swojego chłopaka za rękę i pokazywała mu coraz
to wspanialsze widoki, tym samym przerywając brunetowi czytanie
książki. W pewnym momencie zrezygnowany Włoch zamknął lekturę
wiedząc, że przy swojej partnerce nie będzie mógł poczuć się
jak bohaterzy opowiadania.
Blondynka
spojrzała
na niego zdziwiona. On jednak uśmiechnął się, co ona
odwzajemniła.
-
Zobacz. – Spojrzała
w okno. – Widzisz to?
-
Nie widzę
nic poza tobą… - Federico zbliżył się do niej.
Na
jej twarzy pojawił
się jeszcze szerszy uśmiech. Przysunęła się do swojego partnera.
Chwyciła go za rękę. Ich usta znajdowały się w odległości
kilkunastu centymetrów od siebie. Po chwili złączyły się one w
pełnym miłości, oddania i uwielbienia pocałunku.
Oderwali
się
od siebie. Spojrzeli sobie głęboko w oczy, w których mogli
zobaczyć wszystko.
Ludmiła
oparła głowę o ramię swojego ukochanego. On objął ją ramieniem
i przyciągnął do siebie. Siedzieli tak już jakiś czas. I na
pewno siedzieliby dalej gdyby nie to, co zdarzyło w najmniej
spodziewanym momencie.
Nagle
coś
mocno szarpnęło. Pasażerowie polecieli do przodu. Federico nadal
obejmując swoją dziewczynę jedną ręką, drugą zaprał się o
siedzenie przed nim.
-
Nic ci nie jest? – spytał
zaniepokojony.
-
Nie… - odparła
przestraszona. – Fede, co to było? Zawsze tak jest?
-
Tak – skłamał.
– Czasami tak bywa.
-
Zmyślasz.
– Spojrzała na niego. – To nie jest normalne, tak? Coś się
dzieje, prawda?
-
Nie bój się,
kochanie. – Przytulił ją do siebie. – Wszystko będzie dobrze.
Przerażona
wtuliła twarz w jego tors, uparcie hamując łzy napływające jej
do oczu. Co teraz będzie?
To
miał
być wspaniały urlop. Trzy tygodnie, które miały być jednymi z
najlepszych w ich życiu. Tymczasem jeszcze nie dolecieli do miejsca
wypoczynku, a już działo się coś takiego.
Nie
mówili nic. Wokół
słychać było poruszenie, ale ich dwójka tylko modliła się w
myślach o to, by nic złego się nie stało.
-
Proszę
państwa, pojawiły się komplikacje. – W głośnikach rozległ się
głos stewardessy. – Prosimy o zapięcie pasów, będziemy
awaryjnie lądować. Piloci dołożą wszelkich starań, aby znaleźć
dogodne miejsce.
Blondynka
podniosła
głowę. Szybko chwyciła za pas. Próbowała wetknąć go w
odpowiednie miejsce. Jednak pomimo starań, nie wyszło jej to.
Federico zabrał jej go z ręki i zapiął swoją dziewczynę.
Ponownie objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Zaczął
głaskać ją po głowie i szeptać uspokajające słowa, choć tak
naprawdę sam był przerażony. Leciał samolotem już dziesiątki, a
może nawet setki razy, jednak nigdy nie przeżył czegoś takiego.
Nie
myślał
o sobie. Teraz liczyła się dla niego tylko ta złotowłosa istota
schowana w jego ramionach.
-
Ludmiła,
kocham cię – powiedział kolejny raz od czasu startu. – Nic nam
nie będzie. Wszystko dobrze się kończy, pamiętaj.
Dziewczyna
pokiwała
głową.
Poczuli,
jak samolot spada w dół.
Ludzie zaczęli krzyczeć. Nastała panika. Dzieci płakały, a i
dorośli nie hamowali swoich łez. Niektórzy wierzyli, że samolot
bezpiecznie wyląduje. Inni stracili już nadzieję na happy
end.
Dla nich wszystko było już stracone.
Ludmiła
płakała wtulona w swojego chłopaka, mocząc mu koszulę. On sam
nie wierzył, że po jego policzkach płyną łzy. Bał się, tak
cholernie mocno się bał. Bał się nie tylko o swoje życie, ale
również o życie innych ludzi, a w szczególności jego
ukochanej.On
również
wiedział, że to koniec. Nie zaprzeczał już samemu sobie. Był
pewien, że w tym momencie jego żywot, jak i również reszty
pasażerów się kończy.
Nagle…
Nagle samolot z niesamowitą
prędkością uderzył o ziemię. Ludmiła poczuła wielki ból na
całym ciele. Coś ciężkiego przygniotło ją tak, że nie mogła
się poruszyć. Bała się otworzyć oczy. Nie chciała widzieć, nie
chciała czuć. Chciała, żeby to wszystko jak najszybciej się
skończyło.
W
swojej głowie
widziała obrazy przedstawiające ją i jej partnera. Szczęśliwą
parę cieszącą się z każdego, najmniejszego szczęścia.
Kochającą się nad życie. Parę, dla której nie liczyło się nic
oprócz swojej drugiej połówki. Przed oczami przeleciało jej całe
życie.
Podniosła
powieki. Wokół panowała cisza. Nie było słychać nic.
Załzawionymi oczami próbowała wyszukać Federico, co spełzło na
niczym.
Widziała
tylko ogień, dym… Fragmenty rozbitego samolotu walały się
wszędzie. Pod nimi dostrzegała ciała ludzi, co napawało ją
przerażeniem.
Ból
fizyczny rozchodził
się po całym jej ciele. Był nie do zniesienia. Gdyby tylko
znalazła jakiś sposób, aby wydostać się spod wraku tego
przeklętego urządzenia… Ale nie miała jak. Modliła się, aby
któryś z pasażerów dał radę zrobić coś, cokolwiek, aby tylko
ich uratować. Błagała, aby którykolwiek z pasażerów przeżył…
Żeby przeżył jej ukochany…
Nie
miała
już siły. Czuła krew spływającą po jej twarzy. Zaciskała zęby.
Nie chciała czuć bólu, nie chciała cierpieć… Nic nie mogła na
to poradzić. Była sama, bezradna, bezbronna… Bała się, tak
strasznie się bała.
Po
chwili… Sama nie wiedziała
co się dzieje. Cierpienie ją przerosło. Straciła przytomność.
Zamknęła swoje piękne, brązowe oczy. Nikt nie wiedział, na jak
długo.
Chłopak
się obudził. Bolała go głowa, sam nie wiedział dlaczego. Nagle
przypomniał sobie ostatnie chwile spędzone w samolocie z Ludmiłą...
Otrzeźwiał. Musiał wiedzieć, gdzie ona jest, musiał być pewny,
że żyje. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś stało się jego
dziewczynie. Jakby wtedy żył? Przecież to ona, ta niepozorna
blondynka napawała go bezgranicznym szczęściem, była jego
gwiazdką na niebie. To przecież dla niej chciał żyć.
Otworzył
oczy. Coś mu nie pasowało. Spodziewał się zobaczyć szpitalną
salę albo miejsce rozbicia samolotu a tu taka niespodzianka... Był
w swoim pokoju. Jak się tam znalazł? Na to pytanie nie znał
odpowiedzi. Pospiesznie podniósł się do pozycji siedzącej. Poczuł
głuche, silne dudnienie w skroniach. Spojrzał na swoje dłonie. Nie
miał żadnego śladu po wypadku, nawet najmniejszego zadrapania.
Szybko wstał, ubrał się i popędził na piechotę do domu
ukochanej. Chciał się upewnić, że ona też żyje i jest
bezpieczna.
W
pośpiechu wyleciał z domu. Na jednym tchu dobiegł pod drzwi
ukochanej.
A dlaczego nie
pojechał samochodem? Bo był przekonany, że auto zostawił na
parkingu pod lotniskiem. Opadając z sił, mocno uderzył w drzwi
mieszkania Ludmiły. Ku jego ogromnemu szczęściu powitała go
radosna, cała i zdrowa blondynka. On nic nie powiedział tylko z
całej siły, jaka mu pozostała przytulił swoją dziewczynę.
Zdezorientowana nastolatka odsunęła się od niego.
-Federico, co się
stało? -Spytała zszokowana zaborczością chłopaka.
-Nic. Ja po
prostu...Kocham Cię, wiesz? - Odparł z ulgą.
Na jej rumianej
twarzy wykwitł promienny uśmiech. Po chwili rzuciła się
ukochanemu na szyje.
-Tak, wiem. -
Szepnęła mu słodko na ucho, cicho chichocząc.
Po chwili
oderwali się od siebie.
-Jedziemy?
-Zaćwierkała wesoło Lu.
-Ale gdzie?
-Spytał zdziwiony Włoch.
-Jak to gdzie? Na
lotnisko. Nie pamiętasz?
Nie odpowiedział.
Czyli nie było wypadku, bo wcale nie lecieli tym samolotem. Czyli to
wszystko był sen. Poczuł wzrastające w nim piękne
uczucie-szczęście. Przeczuwał, że to wszystko było zapowiedzią
wypadku i przestrogą, żeby nie jechali na wakacje. Nie mógł
zaryzykować. Nie potrafił narazić ukochanej dziewczyny na strach,
cierpienie, ból, ani co gorsza, na śmierć....
-Przykro mi
kochanie. Nie możemy dziś polecieć. Odwołali nam lot. -Skłamał.
-Szkoda.
-Blondynka spochmurniała. Wtuliła głowę w jego klatkę piersiową
i zamknęła oczy.
Chłopak objął
ją ramieniem. Cieszył się. Nie dlatego, że jest smutna, ale
dlatego, że jest bezpieczna.
2 tygodnie
później...
Szczęśliwa
dziewczyna spędzała właśnie swoje wymarzone wakacje na Karaibach
wraz z ukochanym. Siedziała na pięknej kanapie w pięciogwiazdkowym
hotelu z głową na ramieniu Federa. Oglądali telewizję. Chłopak
obiecał jej wieczorem spacer po mieście i romantyczną kolację w
jakiejś restauracji. Cieszyła się. Byli tam już trzy dni a w
ogóle nie wychodzili na zewnątrz. Federico zapewniał jej różne
rozrywki w hotelu. Basen, kino, kręgle... Codziennie coś nowego.
Ale nigdy jeszcze nie zwiedzali miasta. Ludmi nie mogła się już
doczekać wieczora.
Wreszcie
się ściemniło. Była już dziewiąta. Federico niespodziewanie
złapał dziewczynę za rękę, wyprowadził ją z pokoju i zamknął
drzwi. Na pytanie „Gdzie idziemy” odpowiedział „Zaraz
zobaczysz”. Wyszli z hotelu. Podekscytowany chłopak pociągnął
delikatnie ukochaną w stronę parku. Urządzili sobie romantyczny
spacerek. Lu była zachwycona. Na tym się jednak nie skończyło.
Godzinę przed północą Fede zaprowadził blondynkę do pięknej
restauracji. Zamówił wytrawne wino, homara dla siebie i sałatkę z
owocami morza dla dziewczyny. Ludmiła nie kryła zachwytu. Zjedli,
Federico nagle wstał z krzesła, podszedł do dziewczyny i popatrzył
jej głęboko w oczy, jakby szukając aprobaty do działania. Po
chwili złapał ukochaną za rękę, uklęknął prze nią, wyjął
małe pudełeczko i wypowiedział słowa, które już na zawsze
pozostały w pamięci obojga...
4
miesiące później...
Ludmiła
nie mogła uwierzyć, że to już dziś. To właśnie nadszedł ten
dzień, w którym miała ożenić się z miłością swojego życia.
Podekscytowana już ponad pół godziny biegała po domu kompletnie
nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Naty miała już u niej być i
pomóc jej w przygotowaniach, tymczasem po dziewczynie nie było
nawet śladu. Wreszcie przyszła. Po chwili pojawiła się również
Francesca, która od zmiany Ludmi zaprzyjaźniła się z
dziewczynami. Zaczęły się przygotowania...
W
tym samym czasie Fede załatwiał wszystko i razem z Leonem,
chłopakiem swojej kuzynki Violetty pilnował, aby wszystko było
dopięte na ostatni guzik. W końcu to był najważniejszy dzień w
jego życiu. Musiało być idealnie. Leon wiele razy musiał
uspokajać Włocha, gdyż ten co chwilę panikował, bo martwił się,
że coś wyjdzie nie tak. Brunet za każdym razem tłumaczył mu, że
nie warto się tak zamartwiać, ponieważ wszystko było dokładnie
zaplanowane. Fede wtedy się rozluźniał, by za chwilę zacząć
marudzić, że coś będzie nie tak jak powinno. Leon padał z sił.
Federico
w czarnym garniturze stał nieruchomo, jak sparaliżowany patrząc
się głęboko w piękne oczy swej wybranki. Jej promienny uśmiech
dawał mu siłę i chęci na dalsze życie. Wcale nie słuchali tego,
co mówił ksiądz. Dopiero szturchnięty przez Leona,
zdezorientowany Włoch zrozumiał, że nadszedł czas na przysięgę.
Oboje powtarzali słowa księdza nie odrywając od siebie wzroku.
Wymienili się obrączkami. Pocałunek zapieczętował ich związek
na wieki. Ale oni nie myśleli o przyszłości. W swoim towarzystwie
zapominali o upływającym czasie, liczyło się tu i teraz...
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej! Napisałam to już :P Cieszcie się :D Za pomoc dziękuje Oli :D Kocham Cię :*
Aaaa, i postanowiłam dedykować OP! Taki mój wymysł :D
Ten na górze wędruje do Oli :)
Hej :)
OdpowiedzUsuńDobra. Ja go czytałam i ci pisałam na GG co tam sb o nim myślę, więc nie będę się rozpisywać xD
Ale okey.
No cudownie.
Nie musisz mi dziękować, wiesz jak przyjemnie mi się to pisało? :)
Trochę nie zrozumiałam tej dalszej części :P Masz mi to wytłumaczyć na GG :D
Kochaaam <3333333333333
Choinka... Dlaczego ja tego wcześniej nie widziałam? Czy już jestem tak bardzo zakręcona? Normalnie jak jakiś ruski termos? Musisz mi wybaczyć to niedopatrzenie... Jest mi strasznie głupio...
OdpowiedzUsuńCo do historii to urocza. Ten sen Federico... Byłam przekonana, że nie zakończy się to dobrze, ale jednak uraczyłaś nas happy endem. Cieszy mnie to, bo nie lubię opowiadań, które źle się kończą. Co nie oznacza, że są złe. Po prostu lubię, jak się kończy na "i żyli długo i szczęśliwie", a właśnie tu tak jest:)
Wspaniale opisałaś tą wielką miłość, którą Federico czuje do Ludmiły. Tak się o nią bał...
Mam nadzieję, że za niedługo pojawi się kolejny OneShot:)
Życzę Ci spokojnych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku:)
Pięknie opisane ;) Jak dobrze,że to był tylko sen i wszystko dobrze się ułożyło ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne oneshota ;]