"Nieudane są próby,zastąpienia bólu psychicznego tym fizycznym."
Po pewnym czasie Natalia wyczerpana cierpieniem wstała z
kamienia i ruszyła wolno
do domu. Po
drodze wstąpiła jeszcze do supermarketu, aby kupić sobie czekoladę. Gdy stała już w kolejce do kasy była padnięta. Oparła
się o blat, swój wzrok skierowała na olbrzymie okno.
Rozmyślała o
tych godzinach, które spędzi samotnie w pustym domu. No, bo
przecież jutro rano jej mama wyjeżdża na miesiąc miodowy. Cieszyła
się. Cieszyła się szczęściem rodzicielki.
Nie przerażała
ją wizja zostania samej. Pasowało jej to. Od tego feralnego dnia,
wydarzenia, pocałunku uwielbiała samotność. Z nikim się nie
zadawała. Nie dlatego, że nikt jej nie lubił. Ona po prostu nie
chciała mieć przyjaciół, bała się zaprzyjaźniać. Bała się,
że znów ktoś na kim jej zależy
ją zrani. Nie
chciała już więcej cierpieć.
Nagle za oknem
ujrzała kobietę w podeszłym wieku zmierzającą do centrum miasta.
Od razu wyprostowała się i wbiła w nią wzrok. A dlaczego?
Dlatego, iż wydawało jej się, że ta kobieta to mama Maxi'ego.
W ułamku sekundy
wszystko do niej powróciło. Cały ból, smutek. Łzy napłynęły
jej do oczu.
Nie spodziewała
się. Nie spodziewała się, że widok tej kobiety tak na nią
wpłynie.
Natalia szybko
zapłaciła przy kasie i odeszła. Przez całą drogę do domu
wmawiała sobię, że
to nie była ta
osoba, za którą ona ją brała. Niestety, nadaremnie. Intuicja
dziewiętnastolatki podpowiadała jej, że nie omyliła się. Że ta
kobieta jednak była Jego matką. Że On wrócił.
Maxi nie miał ochoty iść do domu. Wiedział, że wtedy matka
będzie chciała z nim rozmawiać. Kobieta ciągle powtarzała mu, że
wie, jak on się czuje. Jednak chłopak dobrze wiedział, że kłamie.
Nikt nie mógł poczuć tego co on, zrozumieć jego bólu i tęsknoty.
Był zupełnie sam, zagubiony we własnym świecie. Nie miał dobrych
ocen. Nie widział sensu w nauce. Nie była dla niego ważna szkoła,
później praca. W jego życiu od bardzo dawna liczyło się
wyłącznie szczęście pewnej dziewczyny.
Od czasu wyjazdu
z Argentyny stał się agresywny, chłodny, niemiły dla ludzi wokół
niego. Był zamknięty w sobie, nikomu nie mówił o swoich
problemach. Wrogiem numer 1 stała się dla niego własna matka. Bo
to przez nią tak bardzo cierpiał. Maxi bardzo się zmienił. Kiedyś
był sympatyczny, wrażliwy, przyjacielski a teraz stał się twardy,
obojętny na cierpienie innych ludzi.
Jednak w środku
nadal pozostał dawnym sobą. Dlaczego? Ponieważ jedna rzecz w życiu
dwudziestolatka nie uległa zmianie: Nadal kochał Natalię. Jednak
chłopak porzucił już
wszelkie nadzieje
bycia z nią. Z każdą chwilą wydawała mu się coraz bardziej
niedostępna.
Był pewny, że
dziewczyna nigdy nie wybaczy mu tego, że ją zostawił. Ale wszyscy
ludzie czasem się mylą.
Natalia codziennie modliła się, by przyjaciel do niej wrócił.
Nie pragnęła, aby byli parą,
chciała tylko,
aby dwudziestolatek był przy niej, pocieszał, gdy jest smutna,
przytulał, mówił, że ją kocha. Lecz nie wszystkie marzenia się
spełniają. Czasem jest to spowodowane tym, że marzenie jest zbyt
nierealne, a czasem jest w tym wina człowieka. Tym razem zawinił
Maxi. Nata była pewna, że
jej ukochany nic
do niej nie czuje, że ma dziewczynę, z którą jest szczęśliwy.
Zadawała sobie w kółko
jedno pytanie: Po
co mówił, że ją kocha, po co ją całował, skoro następnego
dnia nie było Go już w Argentynie? Nastolatka od dłuższego czasu
miała pewną hipotezę. Uważała, że chłopak, którego
uważała za
przyjaciela wykorzystał ją, że specjalnie ją zranił. Tylko
dlaczego? Na to pytanie nie potrafiła znaleźć odpowiedzi.
Siedziała na
łóżku, oparta ścianę. Wpatrzona była w jakiś punkt w oddali,
poza zasięgiem jej wzroku.
Płakała.
Gorzkie łzy spływały po jej zaczerwienionych policzkach. Tak
bardzo chciała zapomnieć, ale nie potrafiła. Ból psychiczny był
jednak bardziej dokuczliwy, niż ten fizyczny, którym chciała
uśmierzyć cierpienie swego serca. Żyletka w jej ręku była cała
we krwi i w słonych łzach, które
dziewczyna
nieustannie roniła. Na jej śnieżnobiałej pościeli powoli
pojawiała się czerwono-bordowa plama, jednak Natalia miała to
gdzieś.
Był środek
nocy. Jej matka postanowiła wyjechać trochę wcześniej, już
wieczorem pożegnała się z córką, i razem ze swoim mężem
wsiadła w autobus, który miał ich zawieść na lotnisko.
Dziewiętnastolatka
była sama w domu, zamknięta... Nikt nie miał szansy jej pomóc.
Nie chciała
tego. Pragnęła
umrzeć, była pewna, że tak będzie najlepiej dla wszystkich.
W zamyśleniu
kontynuowała swoją czynność. Zdenerwowała się. Cięła się już
dosyć długo, miała kompletnie rozooraną rękę. Bolało... A ona
nadal oddychała, jej serce biło. Już miała ochotę
pójść do
kuchni i wymienić żyletkę na nóż. Wtedy, mogłaby bez problemu
wbić go sobie w serce
i po kłopocie.
Jednak zadzwonił telefon. Trzymany przedmiot wyleciał jej z ręki i
potoczył
się pod łóżko.
Natalia nie miała siły wstać, nie miała na nic siły. Przeklęła
w myślach.
Opadła
bezwładnie na łóżko, schowała twarz w poduszkę i zaczęła
gorzko płakać. Nawet nie
zorientowała
się, kiedy zasnęła.
A dzwoniła jej
sąsiadka. Pomyliła się, wybrała zły numer i uratowała jej
życie.
Brunet siedział na ławce w parku i wpatrywał się w wesoło
bawiące się dzieci.
Co chwilę
zadawał sobie pytanie: Dlaczego? Nie miał pojęcia czemu Bóg każe
mu tak cierpieć. Czy zrobił w swoim życiu coś aż tak złego,
żeby zasłużyć na tak okropną karę? Dla Maxi'ego bowiem
najgorszą męczarnią była świadomość, że jego ukochana cierpi.
Nienawidził siebie za to, że po raz kolejny jego strach wygrał
walkę z pragnieniem. Tak bardzo chciałby być teraz blisko niej,
być pewnym, że jest szczęśliwa. Niestety, najwyraźniej nie było
im dane zaznać szczęścia, jakim jest spędzenie całego życia
przy osobie, którą się bezgranicznie kocha. Maxi zrozumiał to już
2 lata temu.
Ściemniło się.
Dwudziestolatek postanowił, że nie wróci na noc do domu.
Wykończony bólem, który powodowała myśl o ukochanej, chłopak
oparł się o oparcie ławki i z całej siły próbował odprężyć
się i choć na chwilę zapomnieć o problemach.
Nata obudziła się. Powoli podniosła głowę i spojrzała na
zegarek. 4.00. Dziewczyna spróbowała się podnieść. Nie udało
jej się. Zamiast tego opadła bezwładnie na poduszki i cicho
jęknęła.
Dopiero teraz poczuła przeszywający ból w lewej ręce. Dotarło do
niej co wydarzyło się zaledwie kilka godzin temu. Powoli odwróciła
głowę, by spojrzeć na swoją dłoń. Nie spodziewała się takich
efektów swoich czynów. Rękę od łokcia po końce palców miała
całą w zaschniętej krwi. W miejscu nadgarstka widniało kilka głęboko
wyrytych w skórze pasów. Poczuła się coraz słabiej.
Na ostatkach sił
dziewczyna zwlokła swoje nogi z łóżka nie podpierając się
rękoma. Ostrożnie, używając jedynie prawej ręki wolno wstała.
Pomimo całkowicie zdrętwiałego ciała dowlokła się pod prysznic.
Odkręciła gorącą wodę i weszła pod prysznic. Rany zaczęły
piec ją żywym ogniem.
Kolejny raz się
rozpłakała. Jednak nie łkała z bólu, lecz z własnej
bezsilności. Wyszła z łazienki
i odświeżona,
nadal płacząc poszła do salonu. Siadła po turecku na dywanie i
schowała twarz w dłoniach. W myślach, cały czas powtarzała sobie jak mantrę: "Jestem beznadziejna. Nawet zabić się porządnie
nie umiem". To użalanie się nad sobą kompletnie ją
wykończyło. Położyła się na podłodze i ponownie udała się
do krainy morfeusza.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Tak, tak, tak. Będzie czwarta część. Chciałam zrobić tylko trzy, no, ale jeszcze trochę tego będzie, więc postanowiłam podzielić ostatnią na pół. Uznałam, że nie będziecie tak długo czekać, jak dzisiaj wstawię to co udało mi się do tej pory napisać a resztę wstawię potem. A skoro jesteśmy przy słowie "czekać" to ja Was najmocniej przepraszam, że tak długo nic nie wstawiałam, ale przez ostatnie 3 tygodnie moje życie wyglądało tak, że wstawałam rano, pędziłam do szkoły, wracałam, pisałam w wordzie trochę parta, komentowałam wasze cuda, odrabiałam lekcję, uczyłam się i szłam spać (bo najczęściej jak kończyłam naukę to było coś koło północy; czasami znajdowałam jeszcze wieczorkiem trochę czasu na komentowanie waszych opowiadań i partów, ale to rzadko). Rano wstawałam do szkoły, wracałam, pisałam i tak w kółko Wojtek :D Po kilku dniach trudzenia się nad partem dochodziłam do wniosku, że to beznadzieja, usuwałam i zaczynałam od początku. Ten nowo powstały również mi się nie podoba, ale uznałam, że długo czekacie, więc wstawiam.
A tak dla sprostowania: To cięcie się Naty to nie jest moja wina! To przez cudownego parta Oli tak napisałam, więc jak coś to do niej miejcie pretensję :P
A i tak trochę odbiegając od tematu...
Cieszcie się i radujcie, bo 24 minęło 2 miesiące istnienia mojego bloga :) Dziękuję Wam za te wszystkie komentarze i prawie 500 wyświetleń :) Może to Wam się wydawać śmieszne, ale ja się naprawdę cieszę, że te 5 utalentowanych osóbek czyta coś takiego jak to dziadostwo, które ja tutaj wypisuję.
Bardzo Was przepraszam, że nie mam talentu, ale taka już jestem i nic na to nie poradzę :(
Ps. Zostałam nominowana do LBA ;) Zdycham z radości! Odrobię jak znajdę czas :)
Kocham Was :)) A za co? Za to, że jesteście <33
Ps2. Proszę Was, jeżeli to czytajcie skomentujcie, chociaż krótko :)
To daje mi kopa do prowadzenia dalej tego bloga :)