Szłam wolno ulicami Sewilli napawając
się ciągłym słońcem i urokami tego pięknego miasta.
Przeprowadziłam się tu z Javier'em po tym jak opuściliśmy Buenos
Aires, bo mój mąż dostał tu niezłą pracę i znalazł spore,
niedrogie mieszkanie blisko centrum. Pogoda w Hiszpanii bardzo
różniła się od klimaty w deszczowej Argentynie, ale ja byłam
przyzwyczajona do całorocznych upałów, ponieważ połowę swojego
życia spędziłam we Włoszech. Jestem pewna, ze jeszcze kiedyś
zobaczę mój piękny, rodzinny Rzym.
Nagle stanęłam
jak wryta. Zobaczyłam coś co sprawiło, że dostałam dreszczy na
całym ciele. Tym czymś, a raczej TYM KIMŚ kogo widok tak mnie
przeraził był Marco. Stał koło sklepu i rozmawiał z kimś przez
komórkę. Poczułam łzy zbierające mi się pod oczami. Odwróciłam
wzrok, żeby się nie rozpłakać. Gdy ponownie spojrzałam w tamta
stronę, aby upewnić się, że to na pewno był ON, chłopak
zniknął. Nie, to na pewno nie mógł być Marco – zaprzeczyłam w
myślach. Zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy, aby na pewno
nic mi się nie przewidziało. Taa, może zaraz jeszcze zobaczę
Violettę całującą się z Leonem na ławce w parku? - zapytałam
sama siebie po cichu. Jednego byłam pewna – czy to był on, czy
nie on – musiałam wziąć się w garść. Starłam samotną łezkę
z policzka i szybkim, zdecydowanym krokiem ruszyłam prosto do domu.
Wiele wysiłku
włożyłam w to, aby wyjść z domu następnego dnia. Spacerując
wzdłuż pięknego klombu, znajdującego się niedaleko mojego domu
miałam nogi jak z waty. Wiedziałam, ze jeśli wtedy tym chłopakiem
faktycznie był Marco, znaczy to, że pewnie tu mieszka. Bałam się
tego cholernie. Czułam jednak, że mój strach jest irracjonalny. Bo
przecież co było strasznego w spotkaniu dawnego kolegi? Zupełnie
nic. Wmawiałam sobie to i powtarzałam w kółko jak mantrę.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Sądziłam, że teraz bez przeszkód,
kiedy go zobaczę, podejdę i zamienię z nim parę zdań. Niestety,
jak się okazało kilka minut później – przeliczyłam się.
Zobaczyłam Marco opierającego się o drzewo. Teraz już byłam
pewna, że to on. Zmienił się, od kiedy ostatni raz go widziałam.
Był bardziej umięśniony, bardziej poważny, a jego kruczoczarne
włosy nie były już gładko ułożone, tylko uroczo rozmierzwione.
Na jego widok stanęłam bez ruchu i wstrzymałam oddech. Nie był
sam. Stał niebezpiecznie blisko jakiejś dziewczyny. Obejmował ją
w talii. Śmiali się do siebie, zapatrzeni w swoje oczy. Wiedziałam,
co taki wzrok znaczy. Czując łzy spływające po twarzy, odwróciłam
się na pięcie i ruszyłam biegiem do domu. Wpadłam do pokoju,
zamknęłam drzwi za sobą na klucz. Osunęłam się na podłogę na
łóżku i zaczęłam płakać. Kolejny raz uciekłam. Czułam się
jak tchórz. Byłam podła, obrażając Javier'a, gdy bezustannie
próbował się dostać do pokoju. Byłam okropną matką, nie
reagując na wrzaski swojego małego synka. Nie chciałam ich
towarzystwa. Byłam załamana. Jednak nie to było w tej sytuacji
najgorsze. Dzisiaj, coś sobie uświadomiłam. A moje szczeniackie
zachowanie utwierdziło mnie tylko w tym przekonaniu. Już nie
myślałam o Marco jako o znajomym z przeszłości – kochałam go...
------------------------------------------------
Dziś nie mam nic do powiedzenia. Może oprócz tego, że nikomu tego nie dedykuję, bo jest okropne ;)
Kocham Was <3333