31 maja 2014

A oto i kolejna część tego badziewia :D Miłej lektury ;)

                    Szłam wolno ulicami Sewilli napawając się ciągłym słońcem i urokami tego pięknego miasta. Przeprowadziłam się tu z Javier'em po tym jak opuściliśmy Buenos Aires, bo mój mąż dostał tu niezłą pracę i znalazł spore, niedrogie mieszkanie blisko centrum. Pogoda w Hiszpanii bardzo różniła się od klimaty w deszczowej Argentynie, ale ja byłam przyzwyczajona do całorocznych upałów, ponieważ połowę swojego życia spędziłam we Włoszech. Jestem pewna, ze jeszcze kiedyś zobaczę mój piękny, rodzinny Rzym.

                     Nagle stanęłam jak wryta. Zobaczyłam coś co sprawiło, że dostałam dreszczy na całym ciele. Tym czymś, a raczej TYM KIMŚ kogo widok tak mnie przeraził był Marco. Stał koło sklepu i rozmawiał z kimś przez komórkę. Poczułam łzy zbierające mi się pod oczami. Odwróciłam wzrok, żeby się nie rozpłakać. Gdy ponownie spojrzałam w tamta stronę, aby upewnić się, że to na pewno był ON, chłopak zniknął. Nie, to na pewno nie mógł być Marco – zaprzeczyłam w myślach. Zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy, aby na pewno nic mi się nie przewidziało. Taa, może zaraz jeszcze zobaczę Violettę całującą się z Leonem na ławce w parku? - zapytałam sama siebie po cichu. Jednego byłam pewna – czy to był on, czy nie on – musiałam wziąć się w garść. Starłam samotną łezkę z policzka i szybkim, zdecydowanym krokiem ruszyłam prosto do domu.


                    Wiele wysiłku włożyłam w to, aby wyjść z domu następnego dnia. Spacerując wzdłuż pięknego klombu, znajdującego się niedaleko mojego domu miałam nogi jak z waty. Wiedziałam, ze jeśli wtedy tym chłopakiem faktycznie był Marco, znaczy to, że pewnie tu mieszka. Bałam się tego cholernie. Czułam jednak, że mój strach jest irracjonalny. Bo przecież co było strasznego w spotkaniu dawnego kolegi? Zupełnie nic. Wmawiałam sobie to i powtarzałam w kółko jak mantrę. Uśmiechnęłam się pod nosem. Sądziłam, że teraz bez przeszkód, kiedy go zobaczę, podejdę i zamienię z nim parę zdań. Niestety, jak się okazało kilka minut później – przeliczyłam się. Zobaczyłam Marco opierającego się o drzewo. Teraz już byłam pewna, że to on. Zmienił się, od kiedy ostatni raz go widziałam. Był bardziej umięśniony, bardziej poważny, a jego kruczoczarne włosy nie były już gładko ułożone, tylko uroczo rozmierzwione. Na jego widok stanęłam bez ruchu i wstrzymałam oddech. Nie był sam. Stał niebezpiecznie blisko jakiejś dziewczyny. Obejmował ją w talii. Śmiali się do siebie, zapatrzeni w swoje oczy. Wiedziałam, co taki wzrok znaczy. Czując łzy spływające po twarzy, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam biegiem do domu. Wpadłam do pokoju, zamknęłam drzwi za sobą na klucz. Osunęłam się na podłogę na łóżku i zaczęłam płakać. Kolejny raz uciekłam. Czułam się jak tchórz. Byłam podła, obrażając Javier'a, gdy bezustannie próbował się dostać do pokoju. Byłam okropną matką, nie reagując na wrzaski swojego małego synka. Nie chciałam ich towarzystwa. Byłam załamana. Jednak nie to było w tej sytuacji najgorsze. Dzisiaj, coś sobie uświadomiłam. A moje szczeniackie zachowanie utwierdziło mnie tylko w tym przekonaniu. Już nie myślałam o Marco jako o znajomym z przeszłości – kochałam go...

------------------------------------------------

Dziś nie mam nic do powiedzenia. Może oprócz tego, że nikomu tego nie dedykuję, bo jest okropne ;)
Kocham Was <3333

2 komentarze:

  1. Jaki super rozdział ! I nie waż się nazywac tego badziewiem. Marco... jak ja go kocham i jego i Francesce :*
    Czekam na next, kocham <3
    Cathy

    OdpowiedzUsuń
  2. cudna część czekam na kolejną xD
    now-i-need-you.blogspot.com

    //N.x.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz daje mi siłę do pisania :-))