Nie wiedziałem, czego mam się
spodziewać, przekraczając próg sali szpitalnej. Camila siłą mnie
tam wepchnęła. Idąc przed siebie, wpatrywałem się w jej piękne,
zmrużone oczy. Leżała na białym, płaskim łóżku bez ruchu.
Gdybym nie wiedział, pomyślałbym, że nadal jest w śpiączce. Ale
przecież zdawałem sobie sprawę, że już się obudziła.
Wstrzymałem oddech, lecz nie zwalniałem tempa. Każdy krok zbliżał
mnie do kobiety mojego życia, leżącej jakby bez życia. Ten widok
przyprawiał mnie o dreszcze na całym ciele.
Pod wpływem silnego, niezależnego
ode mnie impulsu dotknąłem delikatnie jej skroni. Dziewczyna
drgnęła. Zabrałem dłoń, cofając się o krok, tak szybko, jakbym
nagle uświadomił sobie, co zrobiłem. Francesca podniosła się do
pozycji siedzącej, mrużąc na mnie oczy.
- K-kim
jesteś? - Wydukała. Na te słowa zrobiło mi się słabo.
Poczułem ogromną
gulę, zalegająca w moim gardle. Z bólem w sercu, przełknąłem
ślinę.
- Fran? Nie
pamiętasz mnie? - Tylko to byłem w stanie powiedzieć.
- To moje
imię... Skąd mnie znasz?! - Krzyknęła nerwowo.
- Naprawdę
mnie nie pamiętasz... - Wyszeptałem.
- Nie. A
powinnam?
- Łzy zebrały mi
się pod powiekami. Zamrugałem kilka razy, żeby się nie rozkleić.
Ona straciła pamięć? Przeze mnie... Nie zastanawiając się nad
tym co robię podeszłem zdecydowanym krokiem do niej i chwyciłem
ostrożnie jej dłoń, siadając obok niej. Musiałem jej dotknąć,
niezaprzeczalnie mocno pragnąłem jej bliskości...
- Puść mnie!
- Krzyknęła przestraszona. Wyrwała rękę i gwałtownie walnęła
mnie z placka po twarzy. Zabolało. Przesunęła się na drugi
koniec łóżka.
- Straciłaś
pamięć... - Powiedziałem delikatnie. Pokiwała głową. - Musisz
wiedzieć...
- No dalej,
tracę cierpliwość! - Wysyczała wkurzona przez zaciśnięte zęby.
Zapiekły mnie
oczy. Spodziewałem się, że będzie do mnie wrogo nastawiona. Ale
nie sądziłem, że nie będzie nic pamiętała oraz, że będę
musiał się do wszystkiego przyznawać. Chciałem jej to powiedzieć,
ale czy byłem gotowy?
- To przeze
mnie miałaś ten straszny wypadek. - Wykrztusiłem, przełykając
łzy. Spojrzałem na jej twarz. Była kompletnie bez wyrazu.
Nieobecny wzrok, usta zaciśnięte w wąską linię. Nie potrafiłem
znieść jej spojrzenia. Po prostu pękłem... Łzy spłynęły mi
po policzkach. Obserwowałem, jak mina osiemnastolatki momentalnie
się zmienia. Dostrzegłem w jej oczach błysk... smutku? Nie miałem
jednak czasu, by się nad tym głębiej zastanowić, bo dziewczyna
uczyniła coś, czego kompletnie się nie spodziewałem. Po prostu
rzuciła mi się w ramiona i przylgnęła do mnie, głaszcząc moje
plecy. Instynktownie, przyciągnąłem ją bliżej do siebie.
- Nie
chciałam, żebyś płakał. - Wyszeptała mi prosto do ucha.
- Naprawdę mu
pierdolnęła? - Wyszeptałam do przyjaciela powstrzymując śmiech.
- No... -
Odpowiedział zaciekawiony. - I on chyba ryczy!
- Dlatego, że
go dziewczyna rąbnęła? - Spytałam z niedowierzaniem.
- Nie! Bo
sądzi, że ona go nie poznaje! - Syknął, po czym ryknął
śmiechem na cały regulator. Dołączyłam do
niego, opierając się o ścianę.
- Jak coś...
haha... to ja.... hahah... go nie znam! - Mówił pomiędzy
wybuchami udawanego kaszlu.
- Ej, to twój
brat! - Zganiłam go.
- No i? Jest
durny jak but i dał się nabrać własnej lasce!
- Kolejny raz
spojrzał przez szklane drzwi pokoju, do którego właśnie wszedł
Marco.
- O żesz! I
już się migdalą! - Hiszpan się zaśmiał. - Szybki jest!
- Nie wierzę!
- Powiedziałam sama do siebie. Po tych słowach od razu rzuciłam
się do szyby, akurat, żeby zobaczyć, jak moja kumpela obejmuje
się z bratem Diego oraz łzy i zdezorientowanie w jego oczach. Od
razu odwróciłam się, żeby spojrzeć na chłopaka. To, co
zobaczyłam, tylko przyspieszyło mój oryginalny wybuch
niekontrolowanego śmiechu. Szatyn leżał skulony na podłodze,
zanosząc się niepohamowanym rechotem. Chętnie do niego
dołączyłam, chwilowo zapominając o wszystkich problemach...
- Ej! Z czego
ty się recholisz? - Spytałem dziewczynę, udając smutnego, widząc
jej rozbawienie. Leżała w pozycji embrionalnej przy moim boku,
pozwalając się głaskać po plecach.
- Z ciebie.
- To nie było
śmieszne! - Zaprotestowałem.
Fran podniosła
się trochę, aby mnie pocałować. Oddałem jej pocałunek, ani
chwili się nie wahając. Tęskniłem za nią.
- Owszem.
Było. - Wymruczała, odrywając usta od moich.
- A no to
foch!
- Obrażaj
się, ile chcesz. - Wtuliła się we mnie. - Ale nigdzie nie
jedziesz. Zostajesz tu ze mną, choćbym cię miała tu trzymać
siłą.
- Zamarłem. Nie
byłem w stanie się odezwać. Czy ona serio chce nadal ze mną być?
- To pytanie mrowiło mnie w ustach, ale i tak nie zapytałem.
Zacisnąłem usta i przyciągnąłem ją jeszcze bardziej, gładząc
jej ramiona. Starałem się nie myśleć o przyszłości. Było
tylko tu i teraz. Liczyła się tylko ta chwila i ta niewinnie
cudowna istotka, odprężającą się w moich ramionach. Nic więcej...
KONIEC!
-----------------------------------------------
POWRÓT DŻEDAJ!
No więc, nareszcie jestem w domciu xD
Pisane pół nocy, beznadziejne coś prezentuję Wam!
Dedykuję wszystkim moim słoneczkom, bo bez Was nie byłoby tego bloga <3
Dziękuje za ponad 2.5 tyś. wyświetleń i 5 obserwatorów! ;)
Kocham Was! :*
An ;* (YoEspanolAmor)